Wszystko to przez nasilenie dwóch wiosennych zjawisk. Pierwsze - to znane w przyrodzie pączkowanie. Drugie - tak zwane przesilenie wiosenne wywołujące nerwy i podrażnienie. Pierwsza piątka podrażnionych objawiła się w telewizji wczoraj, powołując się na poparcie całkiem nowe, mianowicie poparcie wyborców nienarodzonych. No i dobrze. Każdy ma prawo do własnych przekonań i pomysłów, szkoda jedynie, że telewizja każdego pokazuje (stąd w odbiornikach przestaje już wystarczać 999 programów i patrzeć tylko, jak wkrótce zrobi się z tego 9999). Sporo osób pyta co teraz się stanie, kiedy ten niedobry Jurek zabrał zabawki i tworzy jakieś struktury (zapewne mieszając herbatę łyżką). Otóż nic się nie stanie. Bo Polska nie takie podziały przeżywała i nie taki fundamentalizm widziała (ja zresztą fundamentalizm katolicki popieram, bo dlaczego ma istnieć wyłącznie islamski?). Niestety, skutkiem ubocznym honorowych decyzji Jurka będzie jedynie politykierstwo i partyjnictwo, choroba wszystkich społeczeństw demokratycznych. Skłania mnie to do wniosku, by zmienić ordynację wyborczą i dopuszczać do parlamentu (senat bowiem zlikwidować, jako pączkowanie nieróbstwa) jedynie dwa ugrupowania z najwyższym wynikiem - niczym w kwalifikacjach prezydenckich do drugiej tury, albo do finału piłkarskich mundiali. Dwa i wystarczy, a dziadostwo wszelkie niech się tłucze po remizach i powiatach, sejm zostawiając odrobinę poważniejszym osobnikom, potrafiącym - a tego Jurek niestety nie potrafi - poszukiwać w rządzeniu kompromisu. W każdej sprawie. No, a jeżeli ktoś ma sumienie i nie chce go łamać? No to wtedy niech nie zajmuje się polityką, to chyba oczywiste. Nasz system partyjny nie jest być może najgorszy w świecie (jeszcze), ale od doskonałości coraz dalszy. Dlatego ubolewam, że nie żyje Marszałek. Maj się zbliża, może wyprowadziłby jakieś zwarte oddziały na Most Poniatowskiego, a najbardziej rozdyskutowanych polityków wysłał na wczasy do Berezy? Być może przejawia się w tych marzeniach mój własny fundamentalizm, fundamentalizm niewidocznych polityków za to silnego państwa - nic na to nie poradzę. No, ale pewnie się rozpędziłem w tych dywagacjach na temat fundamentalizmu, bo jak mawiał kiedyś mój nauczyciel Lindenberg, komentując pewien artykuł w gazecie: "Nasz czytelnik nie wie co to jest fundamentalizm algierski! Nasz czytelnik nie wie nawet co to jest Algieria!" No właśnie. Jest nadzieja, ze nasz Czytelnik nigdy też nie usłyszy o partii Marka Jurka. Człowieka, który ze swoją partią, zamiast do nowego sejmu, trafi kiedyś jednak prościutko do nieba. I pewnie o to mu chodzi. Tyle że tak zwane dobre chęci kojarzą się bardziej z piekłem. Paweł Zarzeczny