Nawet nie Kubicę, bo coraz bardziej widać czemu ma dwa razy mniejszą pensję od Heidfelda. Intryguje mnie Lewis Hamilton. Nie dlatego, że prowadzi w klasyfikacji kierowców. Dlatego, że jest czarny. Przez dziesięciolecia uważano bowiem, ze czarni sportowcy to tacy "fizyczni": dobrzy do boksu, biegów, może koszykówki, ale za słabi do sportu białych ludzi - do tenisa, pływania, piłki nożnej, golfa, a już do posady quarterbacka w futbolu amerykańskim kompletnie - z racji niewielkiego mózgu - ponoć nieprzydatni. Tymczasem za mojego życia, wszystkie te teorie wyznawane przez zdawałoby się inteligentnych ludzi, padły totalnie. Ashe wygrał Wimbledon, Nesty został mistrzem olimpijskim w pływaniu, Tiger Woods leje wszystkich w golfa, w futbolu - gdy dwadzieścia lat temu Anglia czy Francja nieśmiało sięgały po pierwszych ciemnoskórych w rodzaju Andersona czy Tresora - dziś z rzadka tylko są białe i nikogo to absolutnie nie dziwi, bo są lepsi. W futbolu amerykańskim czarni już nie tylko są mięśniakami, ale i grają na tak zwanym "mózgu", z powodzeniem! No i ta Formuła 1, bezsporny dowód Hamiltona, że wszyscy ludzie są naprawdę równi, choć w sporcie, niektórzy są nawet lepsi niż byśmy się spodziewali! Sport daje nam w nowych czasach lekkiego prztyczka w nos. Nie mamy najmniejszego powodu uważać się za lepszych od innych. No bo już nie tylko Murzyni ruszyli do imponującego natarcia. Za rok, na igrzyskach w Pekinie zaatakują przecież Chińczycy, niezaprzeczalnie ani Biali ani czarni, lecz Żółci. Co z tego wynika? Wbrew naszym przekonaniem - Biała Rasa - to słabiutka rasa, albo raczej coraz słabsza, rachityczna, rozleniwiona. Czas wziąć się do pracy, zanim nie zostaniemy z nauczycieli - uczniakami. Paweł Zarzeczny