Coś czułem już jakiś czas temu, gdy nie chciała go grać Wisła Kraków (z Lechem, nie pamiętam pod jakim pretekstem) i za Superkiszkę zaliczono mecz ligowy tych drużyn i chyba z okazji remisu kończono karnymi, jakoś tak. No, ale coraz mniej się dziwię sprawom tego świata. W końcu dlaczego piłkarzom chciałoby się trenować i grać, skoro większości z nas też nie chce się ani uczyć, ani pracować? Przez moment sądziłem, że poprawią nam humor juniorzy, ale z zysków udała im się tylko rzecz jedna. Mianowicie obalili pogląd, że w mistrzowskich imprezach gospodarzom pomagają ściany, tudzież mają - wespół z kibicami - dwunastu zawodników. Polacy przegrali dwa mecze na trzy, a zawodników mieli może ze czterech. Więc jak ktoś marzy o sukcesach w Euro 2012 w naszym pięknym kraju, niech szybko umknie do cienia, bo słońce naprawdę mocno grzeje. No więc zajmę się krótko tematem nr 3. Mianowicie tym, że Zbigniew Boniek (wg kolportowanych przez niego informacji) miałby zostać komisarzem PZPN, w celu jego naprawy. Uważam, że jest to pomysł żałosny. Boniek to klasa sama w sobie. Jak wygrywał Superpuchar, to Europy, strzelając dwa gole Liverpoolowi. Ale po zakończeniu kariery człowiek ten stracił nie tyle klasę (tę się ma zawsze), co wytrwałość. Jak był menedżerem i wiceprezesem PZPN - znudziło mu się. Jak został selekcjonerem kadry - też ogłosił błyskawiczną niegotowość. No i przejął jako prezes Widzew i też, jak słyszę, już mu się sprzykrzyło. Nie będę już dodawał, że ten wybitny piłkarz ostatnie 30 lat spędził w lidze polskiej i włoskiej, głównych siedliskach korupcji. Jeżeli dotąd siedział cicho - musiał być głuchy albo ślepy, a najpewniej jedno i drugie. Dlatego chęć naprawy futbolu nie brzmi w jego ustach szczerze. Złośliwi pytają nawet, czy ta spontaniczna chęć powrotu do PZPN to tak naprawdę nie zamiar ukrycia kontaktów własnej firmy "Go and Goal" z tymże związkiem. W końcu Zibi podpisywał umowy i z PZPN, i jako PZPN, a czy można być sędzią we własnej sprawie? Boniek się chwali. Mówi mojemu "Dziennikowi", że już dawno chcieli go "na ministra". Stanisława Tyma z "Misia" też chcieli, na szczęście była to tylko komedia. Pomyślmy zresztą: prezes z Rzymu, trener z Rotterdamu - czy jesteśmy już jakąś kolonią czekającą na przybycie gubernatora i wicekróla? Czy polska piłka nie przypomina próby leczenia dżumy cholerą? Boniek lawiruje. Mówi, że do odstrzelenia są "Nowak i Antkowiak". A Listkiewicz do FIFA. Na dystans pachnie to układem, pewnie zresztą wymyślonym przez... Listkiewicza. Dużo pozmieniać, żeby dalej hulało. Bo w piłce dość grosza dla każdego. Ja się na to nie godzę, bo przestawiania pionków mam dosyć. Kibice też. Chyba od czasu kabaretu Pietrzaka: "Ten tu, ten tu... A Maliniak? W maliny..." Polska piłka potrzebuje tak naprawdę zupełnie nowych ludzi. Mój drogi Zibi, z szacunkiem, grazie, ciao. Zresztą dobrymi chęciami wybrukowane są drogi do piekieł... Pamiętam jak "Murzyn" (pseudo z kadry juniorów, gdy trener zabronił zawodnikom wołać na kolegę "Rudy") miał poprzednią wielką wizję. Mianowicie zmianę polskiej flagi, poprzez dodanie na niej wizerunku Jana Pawła II. Pomijam niezręczność propozycji - papież jest własnością wszystkich wierzących, także niepolaków. A Polacy - cóż, nie wszyscy są rzymskimi katolikami, choć pewnie wszyscy chcieliby w Rzymie mieszkać, jak Boniek. Tak żartobliwie pomyślałem (czyli zbliża się koniec tego tekstu), że nie lada problem - gdyby ten zwyczaj się przyjął, mieliby Włosi, odnajdując na fladze sylwetki swej trzycyfrowej liczby papieży tylko przez szkło powiększające. No, ale z drugiej strony dobrze mieliby Francuzi z łatwością umieszczając na fladze Napoleona. Jak bowiem doskonale wiadomo - był mały. Paweł Zarzeczny, "Dziennik"