No i wymyślili (bo zmyślne to bestie zazwyczaj), że w takim razie może być on doskonałym świadkiem świętości papieża, no bo przeżył dość makabryczny karambol. Ci sami dziennikarze pisali wprawdzie jakieś dwa tygodnie temu, że przeżył dzięki nowoczesnej technologii i komorze przetrwania (jakoś tak to szło), no, ale przecież tylko krowa nie zmienia poglądów. Uratował go papież. Mój kolega, który pracował w "Tygodniku Powszechnym" i w związku z tym ze sprawami religijnymi bardzo jest obyty, na wieść o świadectwie Kubicy (o świętości JP II) zareagował następująco: "Gdyby ten temat miał skomentować jakikolwiek teolog, musiałby rzec następująco: przecież to czyste pogaństwo!" Niezwykle mi się to spodobało... Pogaństwo? Pogaństwo! Rzecz jest przecież najoczywistsza. Gdyby wystarczyło napisanie na aucie kilku liter w skutecznym planie przetrwania - zbankrutowałyby wszystkie firmy ubezpieczeniowe, a na drogach wolno byłoby nam jeździć jakieś 250 na godzinę - Ojciec przecież czuwa, a wystarczy modlitwa! "No, ale nie jest to wszystko takie proste!" - dodał mój teolog. Bo po pierwsze Jan Paweł II świętym jeszcze nie jest, więc na wszelkie łaski nadzwyczajne trzeba poczekać, a i te są niezwykle rzadkie (mało kto wie, ale w takim Lourdes z milionami pielgrzymów rocznie przez sto lat zanotowano ledwo kilka przypadków cudownych uzdrowień, zatem mniej niż w niejednym szpitalu). Po wtóre - kierowcy zamiast bezpiecznej jazdy, praktykują niestety zabobony! ZABOBONY! I to straszliwe. Znowu - mało kto wie, ale wywieszany w większości polskich samochodów Święty Krzysztof wcale nie jest Świętym!!! Papież Paweł VI usunął go z listy świętych, bo według niego ten patron kierowców nie dość, że niczym się nie wsławił, to być może całkiem go nie było nawet! Zatem - wierząc autorytetowi Kościoła - wożenie Krzysztofa tyle nam pomoże, co przybijanie do zderzaka podkowy, albo zamawianie numeru rejestracyjnego z końcową cyfrą 7, albo umarłemu kadzidło. Bo jak wiadomo nam z rachunku prawdopodobieństwa - hm, hm - wypadki chodzą po ludziach z jednakową regularnością i bez powodu. Na przykład dość często w czasie powrotów z pielgrzymek. Wiara czyni cuda, więc i tak tekst powyższy absolutnie nikogo nie przekona. Napisałem go jednak z całkiem innego powodu. Mianowicie, żeby wyrazić szacunek panu Robertowi Kubicy. W tej niezwykłej sytuacji zachował powagę i nie bajdurzył o Opatrzności. I dał chyba wskazówkę ewentualnym naśladowcom, a być może i sobie, tak na przyszłość. Wiarę w Boga, ufność w łaski Ojca Świętego nosi się w sercu. Nie na koszuli, nie na aucie. I przede wszystkim - nie na pokaz. Paweł Zarzeczny