Ten tydzień zaczął się od kuriozalnego listu polskich siatkarek do zarządu PZPS, że chciałyby znowu współpracować z trenerem Niemczykiem. Kuriozalnego z kilku powodów. Raz, nasze siatkarki władają piórem niczym zagrywką, czyli nędznie. Dwa - bardziej interesują ich chłopcy niż starsi panowie (ostatnio aż trzy dziewczyny zakochały się w tym samym gościu, co to kiedyś kolegą moim był, no i problem był taki, że nie chciały nie tylko razem sypiać w tych samych pokojach, ale i podawać sobie piłkę...). Hm, w piłce nożnej takich hec nie ma, bo faceci - nie wiedzieć czemu - potrafią oddzielać uczucia od zarabiania kasy. A trzy - w liście tym ewidentnie brakowało podpisów zawodniczek najlepszych, które te dwa złote medale zdobyły, Mróz, Glinki, a szczególnie Świeniewicz. Były natomiast wpisy takich panienek, które póki co nie nadają się nawet do lepienia pierogów. List był niestety autorstwa pewnego menedżera, który handluje siatkarzami do Rosji i Włoch, a który postanowił przejąć i żeński biznes. Interes jest prosty: wstawia się do reprezentacji najpierw swojego trenera, a potem swoje (znaczy związane umowami) zawodniczki. Wykreować je łatwo - wystarczy kazać na odprawie, żeby wszystkie piłki grać na kogoś wybranego. Musi taki zabłysnąć, no i wtedy zarabiają wszyscy. A zarazem kasuje się konkurentów - ich zawodniczki mogą na przykład nie pasować do koncepcji... Plan agenta spalił na panewce, bo w zarządzie PZPS też jest paru niezłych agentów (acz zakonspirowanych), a i konkurencja polsko-rosyjsko-włoska nie śpi. Dlatego PZPS postanowił zrobić konkurs na trenera. Niech będzie rzetelny, no i niech wygra najlepszy. Wszelako PZPS popełnił błąd, nie znajdując godnego miejsca w swych szeregach dla Andrzeja Niemczyka. Sugerowanie, że gość pije nie jest argumentem żadnym, bo w takiej akurat żyjemy kulturze. Nasi najwybitniejsi, że wspomnę Wagnera, Górskiego, Wójcika (ostatni medal drużyny na igrzyskach!) czy ostatnio Janasa, też nigdy za abstynentów nie uchodzili, a i Lozano zna smak wina w większych ilościach... Godne miejsce dla Niemczyka to stałe uczestnictwo we wspólnym życiu, mimo nałogów - tak przecież Bayern przygarnął Gerda Muellera, a Man United Bobby Charltona. U nas Niemczyk jest natomiast persona non grata, a po tym nieszczęsnym liście zatopiony został na dobre. Hm, jeśli tak, trzeba było go wyrzucić wcześniej, gdy w eliminacjach olimpijskich kazał zawodnikom odpuścić mecz. Źle coś skalkulował, one odpadły i straciły szansę olimpijskiej, dożywotniej renty. A w dzisiejszych czasach po to się na igrzyska jedzie - po chleb na starość. I tu Niemczyk chyba swoje siatkarki oszukał. W konkursie na trenera kadry i ja mam własnego kandydata, a właściwie kandydatkę, kumpelkę zresztą dobrą - Dorotę Świeniewicz. Najlepsza siatkarka Europy, z latami gry we Włoszech i wszystkimi możliwymi sukcesami, niezależna finansowo. Akurat ma sporo czasu do przemyśleń, bo spodziewa się w lutym dziecka. Miała pracować jako dyrektor sportu Warszawy u Marcinkiewicza, ale ponieważ przegrał on wybory - ludzie pani Gronkiewicz Waltz już zdążyli ją zwolnić (jak się okazuje nawet ciąża nie chroni w Polsce kobiety). Dorota jest zatem teraz trenerem młodzieżowej drużyny, nie może doczekać się powrotu i... jeszcze jednej próby powalczenia o olimpijski medal, tylko tego jej brakuje. Może i nie ma właściwych papierów (Klinsmann też nie miał), ale zna siatkówkę kobiecą jak nikt i takiego skarbu zwyczajnie zmarnować nie wolno. Najlepsi zawodnicy mają w głowach największy kapitał, bo znają sport bieżący, z boiska i spoza niego, prawdziwy. Znają charaktery kolegów, wiedzą na kogo można liczyć i kiedy. Papierki są tu niepotrzebne. Zatem ten swój pomysł ze Świeniewicz podpieram pięknym argumentem, jakiego użył niegdyś Zbigniew Boniek: "A kto powiedział, że ja nie mam żadnych sukcesów trenerskich? A medal w Hiszpanii to kto zdobył? No, nie wmawiajcie mi, że Piechniczek...". Paweł Zarzeczny