Kiedyś juniorzy (z trenerem Zamilskim) przegrali na jakichś mistrzostwach aż 0:12 z Danią, bo w poprzedni wieczór świętowali 18. urodziny Mariusza Kukielki. Tak, tak, to chłopcy jeszcze z niewielką odpornością na sukces, skorzy do zabawy, co przypomina niesławny areszt kilku z nich w Finlandii - jak się okazuje głównie balowali po dyskotekach i parkach, a trener (ten sam co teraz, pan Globisz) generalnie nie mógł przecież pilnować drzwi i okien - zresztą chłopaki wtedy i tak zdobyli mistrzostwo Europy! Ostatni będą pierwszymi, zatem i ja mam nadzieję, że ograją Koreańczyków i wejdę do 1/8 finału. Bo że grać i walczyć potrafią, gdy nie są pijani szczęściem - to już nam przecież pokazali. Najbardziej pamiętny w dziejach futbolu przykład takiego podniesienia się z kolan, to mistrzostwa świata z roku 1954. W eliminacjach węgierska "Złota Jedenastka" bije Niemców 8:3! Po tygodniu te same ekipy spotykają się w finale. Węgrzy po ośmiu minutach znów prowadzą, 2:0. No a przegrywają 2:3!!! No więc nie pękajmy, tylko poczekajmy, a i kciuki nadal za nich ściskajmy. W końcu to nasze dzieciaki! Pawel Zarzeczny