I nie martwi mnie nawet fakt, że "Time" wybrał takich bohaterów miliony. Ani to, że jest to zapewne najnudniejszy tygodnik świata. Bo każdy chce być w jakiś sposób wyjątkowy. No i wierzy, że jest. Mamy teraz prawdziwy zalew plebiscytów i mnóstwo całkiem przypadkowych herosów. Na przykład Ebi Smolarek został Piłkarzem Roku. Dlaczego? Ano bo najpierw wykoleił się jego kolega klubowy z Borussii, senor Valdez, dzięki czemu Polak trafił do klubowego składu. No a potem kontuzje dobiły Krzynówka, przez co znalazło się miejsce i w kadrze. Tak, nieobecność jednych staje się siłą następnych. Nędza mediów wykreowała internet, a brak wyrazistych polityków wykreował fenomen pana Kononowicza, kandydata na prezydenta Białegostoku (biedne to miasto). Mnie bliski jest ten Kononowicz dlatego, że przypomina większość kolegów i współrodaków - nie za mądry, nie za przystojny, generalnie beztalencie, ale jakie wielkie pragnienie wybicia się, prawie jak u Rokity! (do tego w tym gustownym sweterku w romby - według Bridget Jones to przecież klasyczny strój... dziennikarzy sportowych). "Time" daje nagrodę każdemu z nas, bo ma złudną nadzieję (to znaczy tamtejszy szef od marketingu, a pewnie nawet szefowa), że teraz, czyli właśnie dziś każdy ten chłam kupi sobie w kiosku i zwiększy sprzedaż. Oj, naiwne te pisma opiniotwórcze, myślące, że Amerykanin woli nudną gazetę, choćby ze sobą na lustrzanej okładce, od smakowitego, tłustego hamburgera. Czy to nie dlatego współczesny człowiek woli mieć kontakt z internetem? Ja na przykład siedzę sobie teraz na łóżku w gaciach, żrę i pije co chcę i mam gdzieś wszystkich mądrych tego świata i z ich mądrościami takoż. Mądrzy zdecydowali na przykład, że najlepszym tegorocznym filmem zostanie "Babel" - najgorszy film jaki w życiu widziałem. Pokrótce - mały marokański onanista rani amerykańską turystkę, przez co poznajemy najpierw niedostatki tamtejszej służby zdrowia i pracy na roli, potem pewną brzydką Japonkę, która domaga się jednego (żeby wreszcie ktoś ją wypieprzył), głupawą babysitter z Meksyku, niedobrych amerykańskich policjantów, a wszystko to ma oznaczać, że żyjemy w jednym wielkim tyglu - straszna mi nowina. I byłby to nawet niezły środek nasenny, gdyby nie fakt, że bilety do kina kosztują ze dwie dychy - taniej wyjdzie trzepnąć się młotkiem w głowę, tą częścią - jak opisują kryminolodzy - tępokrawędziastą. Dziś "Press" wybiera Dziennikarza Roku - wygra pewnie Sekielski i dobrze, bo wszędzie szerzą się nudziarstwo i schemat (to dlatego internet górą - że też wydawcy gazet nie zastanawiają się, czemu sprzedaż prasy jest tak żałośnie niska i że byłaby pewnie bliska już zeru absolutnemu, gdyby nie dokładanie różnych pierdółek w prezencie). Tak, cierpimy na brak atrakcji totalny, mnie nudzi już nie tylko Święty Mikołaj (szczególnie od czasu jak sam sobie muszę kupować prezenty), ale i Adam Małysz (szósty w jakimś Engelbergu). Na szczęście jego małżonka reklamuje jakiś środek uspokajający na okoliczność tych skoków, ale ja mam lepszy. Wyłączam telewizor. W końcu mam przecież internet. Paweł Zarzeczny