Taki jest najbardziej pospolity wymiar Świąt Wielkiej Nocy, a o ich wyższości nad Świętami Bożego Narodzenia świadczy fakt, że też można popróbować śledzika, no a w grudniu jest przecież tylko śledzik. A że ja spożywałem jajeczko ze śledzikiem akurat wczoraj wieczorem, no to dostałem też na zakąskę Gargułę. To taki chłopak, który gra teraz jak młody Bóg i aż miło na niego popatrzeć, jak Boga kocham! No, ale przed Gargułą oglądałem inną telewizję, taką z dziennikiem, no i tam były już jaja straszliwie nieświeże. Oto telewizja ta, prywatna i zasobna, pozazdrościła chyba czytelników "Faktowi", a przyjaciół "Samoobronie". No bo wykryła rzecz, jak podała, skandaliczną. Że szef Narodowego Funduszu Zdrowia ze Szczecina miał dostać służbowe mieszkanie, chociaż zarabia aż 10 tysięcy złotych!!! A jedna pani - pokazana, dali jej głos, a na wizytę telewizji nawet ładnie się umalowała - na komunalne mieszkanie czeka lat już dziesięć! No i komentarz - tej pani - że ten pan wyprzedził ją w kolejce (wciął się - jak rzekła), a mógłby sobie przecież wziąć kredyt i to mieszkanie kupić! Bo przecież zarabia 10 tysięcy! No więc od razu napomknę - gdybym zarabiał 10 tysięcy, to już dawno umarłbym z głodu. Gdybym chciał zarabiać 10 tysięcy, to bym nie wstawał co dzień rano i nie zasuwał całe życie na kilku posadach. Bo 10 tysięcy to tak naprawdę jest nic, jak i 2 tysiące to nic, i nie czarujmy się. I ja nie widzę powodu, żeby słabo zarabiający dyrektor nie miał prawa dostać mieszkania od miasta, dla którego pracuje. Chyba że jest złym dyrektorem, co wykazać łatwo, bo są od tego najprzeróżniejsze wskaźniki. Aha, no i nie widzę powodu, dla którego ON może wziąć kredyt, ale ta PANI już nie może, no bo ona ma dzieci i jest nieszczęśliwie samotna, i jej akurat pomóc trzeba! Wciąż u nas (!) pełno dzieci bolszewizmu. Więc u nas (!) służbowe mieszkania mają być dla bezmyślnych kobiet, które trudnią się jedynie rodzeniem i wzruszaniem otoczenia. Że stoją u nas (proszę, znowu jaki piękny rusycyzm, może ja jednak z KGB jestem i się właśnie zdradziłem?) całe osiedla mieszkań, które matki takie, a także czasem niechętni pracy i nauce ojcowie bądź konkubenci dostają darmo, a następnie zasiłki darmo, renty darmo, zapomogi darmo, po czym mnożą dzieci które od maleńkości nauczone są wyciągania łapy. A ci, co swą zapobiegliwością, pracowitością, układnością, a często i znajomościami wypracowywanymi w pocie czoła dochrapią się tych śmiesznych 10 tysięcy (uwierzcie mi, luz zaczyna się dopiero po 50-tce), muszą na nierobów całe życie bulić, ich dzieci dofinansowywać (własne też, ale skromnie, żeby nie drażniło to tamtych dzieci), a w kolejce do służbowego mieszkania ustępować pierwszeństwa każdemu nieszczęśnikowi z krzywdą na twarzy albo garbem na plecach. Jest to zatem zachęta, żeby być - nikim. Mister Nobody. Żeby nie zarabiać. Żeby żebrać! Ba, wtedy zyskuje to u nas (znów się dekonspiruję, u nas, a kak u was?) poklask społeczny i nawet pochwałę z telewizji. Bo to się tak ładnie kadruje - pracować się nie chce, dziatki odrabiają lekcje w kąciku na chybotliwym stoliku, a tata śpi... W sam raz kwalifikacje, żeby dostać coś służbowego, byle nie dostał go jakiś człowiek pracujący. I to są właśnie nasze polskie jajeczka. I nie trwają wyłącznie w Święta. Takie jaja mamy rok cały. Jaja z jajogłowych. Zatem Wesołych Świąt życzę. Z telewizją. Szkoda tylko, że tak rzadko jest ten Garguła. Paweł Zarzeczny