Zwycięzca bierze wszystko - jest taka amerykańska reguła, że możesz wygrać tylko o włos, ale i tak zdobywasz sto procent. W tę regułę najwyraźniej zapatrzyli się działacze PiS, no i rugują zewsząd takich myślących inaczej. Przykład mamy w Warszawie, gdzie hegemoni zapragnęli zanegować wyborczy triumf pewnej pani Hanki, noszącej miły każdemu męskiemu sercu pseudonim "bufetowa". Niestety, to właśnie mężczyźni stali się przyczyną jej kłopotów. Marcinkiewicz, co to wmówił wszystkim, że wygra, a przegrał. No i Waltz, co to kiedyś się z panią Hanką był ożenił... Błąd. Tak, wedle prawa Gronkiewicz mogłaby pozostać prezydentem stolicy tylko w jednym jedynym wypadku. Mianowicie gdyby była panną. Wszystko przez to nieszczęsne oświadczenie o działalności gospodarczej jej męża, spóźnione o dni dwa, całe. Mnie to dziwi niebywale. No bo gdybym ja miał taką obrotną żonkę, to bym nie pracował wcale (tolko "leżit i kurit!" - jak rozpracował mi teorię "dolce vita" pewien radziecki piłkarz grający w Juventusie). Inna sprawa, że skoro warszawiacy wybrali sobie Hankę, znaczy że mało obchodziło ich z kim ona tańczy walca i gdzie robi interesy jej małżonek (nikt zresztą jej o posiadanie męża chyba nawet nie podejrzewał). Zlekceważenie tego wyborczego werdyktu w imię słusznych nawet formalizmów to żart jakiś chyba. I pomysłodawców spotka za to kara. Mianowicie w powtórzonych wyborach centrolewica odniesie jeszcze wyższe zwycięstwo! A PiS dostanie łomot. Ja nie mieszkam w Warszawie, więc mało mnie obchodzi kto tam porządzi. Ale chętnie przyjrzałbym się jak radzi sobie PO - gdy nie wystarczy gadać. Zresztą odnoszę wrażenie, że dla naszego bytu nie ma szczególnego znaczenia, kto zajmuje gabinety. Zazwyczaj są to czyiś posłuszni portierzy, wyniesieni na któreś tam piętro (a na piętro, żeby można było ich później efektownie spuścić). Polsce samorządowej nie są niezbędni prezydenci, tylko działania oddolne par excellence. Widzę to po swojej zabłoconej wiecznie ulicy. Mieszkają na niej w ładnych domach architekt, właściciel szkoły wyższej, archeolog, informatyk, facet z MSZ, malarka, brat sławnej piosenkarki, generał SB, ambasador i profesor, wędliniarz i taksówkarz, piekarz, ze dwóch rolników no i ja (z dużym zwierzyńcem, mianowicie psem, trzema kotami i byłą żoną). Generalnie wszyscy sytuowani są nieźle. Ale nie na tyle, by zrzucić się po tysiąc złotych i zrobić sobie dwieście metrów asfaltu! Ba, większości nie stać nawet na ułożenie przed własną posesją kawałka chodnika plus odwodnienia (studzienki) - circa about jeszcze tysiąc zeta. Wolą w błocie tonąć i narzekać na samorządy! Teraz pewnie siedzą przed telewizorami i myślą kiedy na naszą ulicę trafi te 67 miliardów euro z Unii na infrastrukturę, czyli drogi. Ano nigdy, póki się sami za coś nie zabiorą! Ale zabierać nikt się nie chce, jeno narzekać. I wybierać na okrągło Hankę alko Kazka, albo wykonywać inne puste i bezsensowne gesty. To jest Polska właśnie! Nie samorządna, ale nierządna. Rzekłem. Ale co będzie, jak Hanki drugi raz nie wybiorą? Dobre pytanie. Wtedy mogłaby na przykład wrócić do wyuczonego fachu, mianowicie prawa kanonicznego. Wiele spraw wymaga tam wyjaśnienia, a mnie na przykład nurtuje jedna szczególnie kwestia. Dlaczego gospodyni na plebanii musi mieć skończone 35 lat? Czyżby te młodsze nie potrafiły gotować? Macie jakiś pomysł? Paweł Zarzeczny