Od kilku dni słyszę przeróżne dywagacje, czy było warto się bić. Większość twierdzi, że tak. Ja, w miarę upływu lat nabieram coraz większych wątpliwości. Myślę, że gdybyśmy się sami nie wystawili na rzeź, bolszewia tak łatwo by nami nie zawładnęła. Ale to myślenie ahistoryczne, co by było gdyby... Szkoda czasu. Natomiast można tamte chwile odnieść do dnia dzisiejszego i taka analiza ma już sens. Wtedy wywołaliśmy wojnę dwóm gigantom - Powstanie było bowiem militarnie skierowane przeciwko Niemcom, a politycznie przeciw Sowietom. Zniszczyli nas jedni i drudzy, kończąc niejako to co Stalin zaczął w Katyniu, a Hitler w Oświęcimiu. Gloryfikowanie tego zbiorowego samobójstwa jest nadużyciem. Bohaterami byli żołnierze, ale już nie ich dowódcy. Jak napisano po latach - strzelaliśmy do wrogów brylantami. Dziś sytuacja się powtarza, bo znów żyjemy w kleszczu tych samych państw - Niemiec i Rosji. No i znów prowadzimy politykę niezgody, co na dłuższą metę dobrze się skończyć nie może. Bo nie wygramy z nikim ani militarnie, ani politycznie, a honor dobra rzecz - tyle że niekoniecznie na cmentarzu. Chwała bohaterom, ale nie chciałbym by następne pokolenie też musiało okazywać patriotyzm na polski sposób. Z karabinem w ręku. Na samoloty i czołgi. Paweł Zarzeczny