Najpierw Vettel (połowa widzów będzie chciała, aby go pochłonęło piekło!). A potem decydujące akcje mistrzostw Hiszpanii w piłce. W piłce niewyobrażalnie pięknej. Dla mnie, kibica już nieco starszego jest niepojęte, jak - wzbogacając własne Państwo i swoje portfele - zamiast tę Hiszpanię doganiać po zmianie ustroju wiecznie się od niej oddalamy. A wydawało się, że jesteśmy tuż tuż... Dwadzieścia lat temu Górnik Zabrze mało nie wyeliminował Realu Madryt z Pucharu Mistrzów, prowadząc na Bernabeu 2:1, na kwadrans przed końcem. Że Lech z podobnych rozgrywek nie wyeliminował Barcy zdecydowały aż trzy zepsute karne w poznańskim rewanżu, przy remisach w obu meczach. Legii sprzedajny sędzia wyrwał 2:0 na Camp Nou. Bliski wygranej były tam też Katowice, całkiem niedawno Saragossę stłukła Wisełka, no a nasi juniorzy nieraz gonili Hiszpanów - bo talentów mamy chyba jednak niewiele mniej. No a teraz ten Real z Barcą to kosmos, a my wioska. Ja mam na to, jak na wszystko inne, konkretne wytłumaczenie. Zachodni sport zawodowy poszedł w gigantycznym tempie w "koks", na który my jesteśmy albo za uczciwi, albo za głupi, albo za biedni. Wynurzenia triumfatorów Tour de France, którzy wybierali Hiszpanię na kraj pobytu (jak Lance Armstrong chociażby) pełne są wynurzeń o tajemniczych hiszpańskich doktorach, i o tamtejszych niedoskonałych kontrolach (takich nie na meczach, tylko na treningach na przykład, kontrolach przykrych, bo nagłych i niezapowiedzianych). Kolarze chętnie - sami się broniąc, że nie oni jedni! - opowiadają, że więcej od nich było w poczekalniach sławnych tenisistów i piłkarzy, Zidane'a nie oszczędzili swego czasu również. Ja nie twierdzę, że to źle, niech się koksuje każdy na własne ryzyko. Ja tłumaczę tylko, dlaczego ta hiszpańska piłka, a przecież nie tylko hiszpańska, bo włoska, niemiecka i angielska również, nam błyskawicznie odjechały. No, ale niech uciekają, byle dawały dobry towar, bo przecież są to również drużyny unijne, zatem nasze. I jedynym problemem jest dziś taki - Real czy Barcelona. Ale obyśmy mieli wyłącznie takie problemy. No to miłego oglądania. I Vettela w tym, no... w piekle może nie, ale niech mu chociaż paliwa zabraknie! Paweł Zarzeczny