Obecne władze dawnych republik radzieckich (w tym Polska) pragną usuwać symbole kolonializmu - dobry pomysł. Na przykład w Warszawie (a konkretnie na Pradze, która Warszawą nie jest - stąd znane powiedzenie "jadę na miasto", gdy chodzi o pokonanie mostu na Wiśle), otóż na tej Pradze, nad rzeką szeroką jak Oka siedzi paru radzieckich żołnierzy. Mówi się na nich "Czterech Śpiących", bo faktycznie nic nie robią. Jak Armia Radziecka w roku 1944, gdy w Warszawie wybuchło powstanie, a Sowieci, mający już przyczółki na drugim brzegu rzeki, nagle wstrzymali ofensywę. Dałoby się to nawet wytłumaczyć względami strategicznymi, ale nie - oni czekali na wykrwawienie polskiej stolicy z założonymi rękami, i na wybicie przez Niemców polskiej inteligencji (i w tej kwestii Stalin się nie pomylił). Sowieci do tego stopnia przyzwolili na mord Warszawy, że alianckie samoloty ze zrzutami startować musiały aż z Włoch, i bez międzylądowania u radzieckich - wracać. Był to gigantyczny mord polityczny, i z tego chociażby powodu nie powinien stać w Warszawie na pomniku żaden radziecki żołnierz. Bo nie był to wyzwoliciel na pewno. Wszelako pomniki nie są po to, by dokumentować słuszność jakiejś sprawy, tylko dokumentować przeszłość. I wtedy żyją faktycznie, kiedy zjawiają się przy nich ludzie - nawet gdy pomniki te są burzone czy likwidowane. By nie szukać daleko - tak było z pomnikiem poległych stoczniowców w Gdańsku czy pomnikiem katyńskim na warszawskim Bródnie. Władze pomniki likwidowały, ludzie wracali i stawiali jeszcze większe. No, ale sowieckim pomnikom raczej to nie grozi. Co tu ukrywać ? armia ta zabrała nam połowę terytorium, a w zamian dała ziemie niekoniecznie rdzennie polskie, zatem ukradzione. Co tu czcić? Chyba żeby pozostawić pewne symbole zła dla ich ostatecznego zohydzenia - w tym względzie pomnik krwawego Feliksa Dzierżyńskiego, mordercy, dla mnie mógłby sobie stać na wieki wieków, ku przestrodze, jak i nie przeszkadza mi, że w Mongolii odżył właśnie kult Dżyngis Chana. Bo to się zdarzyło, wiec wykreślić z pamięci ani się zbrodniarzy nie da, ani nie warto. Nawet jak się zburzy pomniki. Paweł Zarzeczny P.S. Zdumiał mnie przy śniadaniu pan Leo Beenhakker, trener Feyenoordu. Zapytany przez "Przegląd Sportowy" o negatywną reakcję polskich mediów i kibiców po jego wyskoku do Holandii, odparł: "Kibice? Media? A czy oni kiedyś wygrali mi mecz?" No więc słowa te dedykuję właśnie kibicom, właśnie tym co za Leo daliby się pokroić. Otóż to jest tak jak z burzeniem pomników - nie warto!