Robert Kubica wykręcił w Barcelonie drugi czas, będąc szybszym od mistrza świata Alonso, Hiszpana zresztą. Tomasz Kuszczak broni bramki najpopularniejszego klubu świata, czyli Manchesteru United i lideruje Premiership. Mamy zimę, mrozy, a nikt w przeciwieństwie do wielu poprzednich lat nie zamarzł i "Trybuna" nie ma o czym pisać. W PZPN zgłosił się na prezesa trener Kasperczak i poparł go minister Lipiec. Jak widać - Polak potrafi równocześnie pracować i z reprezentacją Senegalu i w Warszawie też, zapewne dzięki teleportacji. Znajoma pochwaliła mi się, że ma znakomite auto marki Volvo. Kiedy powiedziałem jej, że 60 procent tego autka produkowane jest w Polsce, a tylko ze względu na nawyki klientów wmawia się im, że to solidny wózek ze Szwecji - nie mogła wyjść z podziwu! A jakoś wczoraj lub przedwczoraj ucieszyła mnie wiadomość, że Polska sprzedała Malezji kilkadziesiąt czołgów własnej produkcji za - uwaga - 370 mln dolarów! Jest to kupa kasy, która wystarczy i na Świątynię Opatrzności, i na te kancelarie, i na wszystko inne przez przynajmniej kilka dni. Co więcej, nasz tank "Malaj" rewelacyjnie spisał się na próbach w dżungli i nie mógł tylko Postrzelać, bo zasięg jego lufy przekracza w wielu miejscach granice tamtejszego państwa. Akurat znam Malezję tylko z opowiadań. Kraj przebogaty. Po fali tsunami podziękował za zagraniczną pomoc, twierdząc, że lepiej pomagać biedniejszym, bo oni sobie radzą nieźle. Kraj, który z powodu przeludnienia w Kuala Lumpur przeniósł właśnie stolicę w nowo wybudowane miejsce i to dość szybko i drogo, podczas gdy u nas problemem jest jakiś zapyziały przystanek kolejowy. Oczywiście Malezja nie jest rajem. W Kuala Lumpur cały czas chcą cię orżnąć taksówkarze (mniej więcej na równowartość trzydziestu groszy), a większość sklepów może się z dumą pochwalić, że wszystko u nich jest podróbką. Oczywiście można jechać za miasto, do dżungli na wycieczkę, ale dżungla to taka bardziej cywilizowana, bo co dwadzieścia metrów sprzedają wodę, a można kupić też kobietę albo węża i taka to różnica z Europą, że tylko węże są tam jadowite. Nad wszystkim panuje król Yang di-Pertuan Agong Tuanku Mizan Zainal Abidin. Jest to niestety monarcha wybierany tylko na lat pięć, więc trudno powiedzieć jak to dalej będzie z kupowaniem polskich czołgów i czy Malezja z braku wojny w ogóle ich potrzebuje. Pomijając już dziwny wygląd tego państwa - składa się z dwóch odrębnych kawałków. Leży bowiem na wyspie Borneo i stałym lądzie, pewnie dlatego testowano czy Malaj potrafi pływać pięć metrów pod wodą - w razie braku konfliktu posłużyć może jako prom wycieczkowy lub pocztowy. Ciesząc się z sukcesów polskiego szpiegostwa zbrojeniowego (Łabędy produkowały znakomite radzieckie T-72, jak widać sporo się przy tym ludzie nauczyli!), martwi mnie tylko kiedy ktoś nam pozazdrości. Bo z handlem bronią jest tak, że steruje tym kilku smutnych panów z ONZ i co jakiś czas nakłada embargo (jak Rosjanie na polskie mięso na przykład, te same obowiązują wilcze prawa). No i handel pada natychmiast, chyba że chce się szmuglować. Ale czołgi duże są. A my ze środków przenoszenia mamy tylko plecaki (to mój dowcip ostatni). No nic. Daleki Wschód ludniejszy jest od Unii, więc skoro Anglikom udało się tam zaszczepić modę na Premiership, może my spopularyzujemy polskie czołgi i wozy bojowe, wreszcie eksportując coś bardziej skomplikowanego od truskawek i kartofli. Czego sobie i Państwu życzę. Bo Ameryki można nie lubić, ale dolary jak najbardziej. Od lat nazywana jest zresztą ta waluta identycznie jak czołgi z Łabęd - "Twarde". Aha, a dlaczego Malezja szykuje się do jakiejś wojny? Bo Malezyjczyk jest z natury bardzo, ale to bardzo bardzo zły. Bierze się to z różnicy czasu. Kiedy my wieczorkiem włączamy jakiś film i otwieramy browar, on musi wstawać do roboty! Paweł Zarzeczny