Jeśli państwowe molochy chcą robić sport dla załogi za moje pieniądze (wliczone w cenę miedzi, węgla, prądu czy benzyny) - niech wożą ludzi na grzybobranie. Zwłaszcza że pokazały się prawdziwki. Z całym szacunkiem dla piłkarzy BOT GKS, ale zostaną wkrótce zdegradowani, jak nie w tym roku, to w następnym. A scenariusz będzie podobny jak u wielu poprzedników, którzy bywali krótkotrwałymi rewelacjami, na rundę (niedawno Łęczna nawet, nie do wiary), sezon, a potem wszystko wracało do normy. Raz, że część zawodników gra powyżej swoich możliwości. Nikt mnie nie przekona, że nagle nauczył się na przykład grać Cecot i proszę sobie nie robić ze mnie jaj. Dwa, że zawsze, jak idzie, rodzą się niszczące drużynę problemy gwiazdorstwa (obecna Legia się kłania). Kwestia miesiąca, dwóch, gdy Matusiak z Gargułą, zdaje się najlepsi gracze (mogą się podobać, gratulacje), zaczną przebąkiwać, że Bełchatów za mały i że mają oferty - zawsze jakiś menedżer zakręci w głowie (zwłaszcza jeśli pusta). No i co się dzieje? Ano to, co z Włodarczykiem czy Sobolewskim na przykład. Forma spada, potem cena spada, ale wszyscy są - poza kibicami - zadowoleni! Bo nasi spece od macherki już dawno wymyślili, że im piłkarz gorszy (ale taki, który coś wcześniej pokazał jednak), tym niższa za niego cena i nikt nie zabroni odejścia. A im mniej dla klubu - tym więcej dla grajka i dla jego menago, to taka nowa reguła futbolowej ekonomii. Nie zamierzam tu nikogo podejrzewać o zbijanie ceny, ale zbyt dużo takich przypadków namnożyło się w tym świecie. Najlepsi zawodnicy planety miesiącami i na chama strajkują, byle osiągnąć transferowe cele. Dlaczego zatem wykluczyć, że mogliby strajkować i tacy nieco gorsi? No, nie życzę źle trenerowi Lenczykowi, ale nie bez powodu jego twarz nigdy nie okazuje radości. On za dobrze zna i fach, i głównych aktorów. No i wie, że sen im piękniejszy, tym szybciej się kończy, a na mecie wyżej od Bełchatowa może być nawet pół ligi, na razie. Taka jest piłka i nic na to nie poradzimy, choć krótkotrwale daje niespodziewaną radość kibicom nawet niedocenianych ekip, takich jak Chievo, Getafe, Wigan itp. Bełchatów korzysta na słabości innych. Ciekawiej gra Widzew, ale tylko na własnym boisku. Lech, ale wyłącznie w ostatnim kwadransie (może to kwestia nie ambicji, a... kondycji?). Taka Legia grać powinna wyłącznie z Islandczykami (jeszcze tam się jej boją), a Arka może jako pierwsza w świecie grać na jedną bramkę. Tyle że - w odróżnieniu od innych - na własną. Paweł Zarzeczny "Dziennik"