To jak wojna domowa, czyli niewytłumaczalne boje we własnych szeregach. Niewytłumaczalne, bo nic tu nie znajduje racjonalnego wyjaśnienia. Strażnik w depresji, Oleksy pijany, ale co kieruje Żurawskim? Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa kapitana futbolowej reprezentacji przeciwko sponsorowi kadry, czyli TP SA. Piłkarz wysłał pełnomocnika, ale niepotrzebnie, bo TP SA zapomniała o kilku dokumentach i rozprawę znów odłożono (znowu przewlekłe procedury, a sądy 24-godzinne puste!). Z powodu całego tego zamieszania nie odbył się wczoraj poranny trening naszej reprezentacji, bo ta pomiędzy meczami z Azerbejdżanem i Armenią (w środę) czekała na wysłanników telefonii starej generacji i jakąś wziątkę - ale się nie doczekała. W skrócie - kadra ma sponsora, który wspiera PZPN, a przy okazji usiłuje swoje wpłaty na jej rzecz zdyskontować w reklamach puszczając filmiki z piłkarzami - bo akurat idzie im jak po margarynie. No i jeden z nich, Żurawski, słusznie wykombinował, ze dogadywać to się stara generacja telefonii może ze starymi działaczami (Listkiewicz and company), ale młodym to trzeba zapłacić ekstra. I nieźle to uargumentował - że na przykład jak TP SA pokaże piłkarzy tysiąc razy, to nikt ich nie zechce już do innych reklam, bo kojarzyć się będą jak komediant Kondrat - wyłącznie z jednym panem. No i teraz polska piłka podzieliła się na kilka frontów, jak to w domowej wojnie. Kadrowicze, gremialnie, wystawili pisemne pełnomocnictwo Żurawskiemu, że stoją za nim murem (też bym stał, bo też lubię niespodziewane prezenty). PZPN, który w dyskusjach z piłkarzami reprezentuje trener i wiceprezes Engel, każe im schować mordę w kubeł (za moich czasów zawodnik, który się sprzeciwia związkowi nigdy nie zagrałby w reprezentacji! - to chyba jego autorstwa...). TP SA skłonna jest ewentualnie dorzucić z milion złotych, ale gracze są przeciw, nie dadzą się podejść... Za to ewentualnie rozważyliby ofertę w wysokości pięciu milionów. No bo poczuli, że będąc na pierwszym miejscu w grupie są mocni, a najbliższe ich mecze - Armenia, Azerbejdżan, Armenia - nie powinny ich pozycją ani wartością wizerunku zachwiać. Co więcej, poparły ich polskie i międzynarodowe związki zawodowe w osobie niejakiego pana Seggelena (zaproszonego do mediacji przez PZPN, czyżby w demencji swej ktoś tam pomyślał, że związkowiec poprze pracodawcę - żarty jakieś!). No więc trwa to przeciąganie liny i cud boski, ze do jesieni nie trafiamy na żadnego porządnego rywala, bo o koncentracji raczej być mowy nie może. W najtrudniejszej sytuacji jest jednak selekcjoner Beenhakker. Nikt o jego roli w tym sporze nie pisze, a jest skomplikowana niczym w znanej wielu z nas wokandzie Kramer vs Kramer. Mianowicie Beenhakker kontra Beenhakker. Jako selekcjoner zdecydowanie poparł on zawodników. Tymczasem jako pracownik PZPN, zdecydowanie popiera on pracodawcę i TP SA, a trudno żeby było inaczej, skoro to właśnie TPSA płaci mu pensję! (600 tys. euro rocznie, trochę dorzuca browar "Tyskie"). Jest to zatem kwadratura koła, a Beenhakker staje przed nierozwiązywalnym wyborem: zjeść ciastko czy mieć ciastko. No, ale błyskotliwy Heller w "Paragrafie 22" przewidział i taką procesowo-groteskową sytuację opisując sąd nad Clevingerem: "Porucznik Scheisskopf był jednym z sędziów badających zarzuty przeciw Clevingerowi, postawione przez prokuratora. Porucznik Scheisskopf był również prokuratorem. Clevinger miał jednak oficera, który go bronił. Oficerem, który go bronił był porucznik Scheisskopf". Co będzie dalej z tym intrygującym procesem? Ano powiem krótko - z polskimi piłkarzami się nie wygra i nie chodzi akurat o to nowe pokolenie, bo tak było zawsze. Przypomina mi się wypowiedź walijskiego lewoskrzydłowego Leightona Jamesa, który po meczu z ekipą Górskiego trafnie i dosadnie scharakteryzował biało-czerwonych: "Ci ludzie pozabijaliby własnych ojców". Taaa, o naszych graczy bądźmy spokojni. W trudniejszej roli jest Beenhakker. No, ale żeby każdy z nas miał tylko takie problemy, jak chlebuś posmarowany z obu stron... Paweł Zarzeczny