Ponieważ dziś akurat zaczyna się kontrola finansów w PZPN, więcej niż pewne, że na fachowca wysokiej klasy zwyczajnie zabraknie kasy. Każdy będzie się bał podpisać pod zbyt wysokim rachunkiem. Zatem polują na posadę u nas same groszoroby. Ba, jeden już nawet jest. To Holender Leo Beenhakker. Nie wiem jak to u nas się dzieje, ale w kluczowych momentach zatracamy zdolność logicznego myślenia. Ile zdobył punktów na mundialu Leo? Jeden. Ile zdobył Pawka Janosik? Trzy. No to ja już nic nie rozumiem, poza tym że przypomina mi się dwuwiersz Jana Brzechwy - zamienił stryjek siekierkę na kijek... Pęd za zagranicznym trenerem jest pewnie uzasadniony, ale zagraniczny nie oznacza - każdy. Ja Beenhakkera pamiętam od roku 1985, kiedy grał słynny baraż z Belgią. Przegrał, odpadł z Holandią z eliminacji mistrzostw (wielka sztuka), po czym samotnie wędrował długachnym korytarzem do szatni. Latami pokazywano tę sekwencję jako przykład klęski, bezradności, i generalnie trenera do zwolnienia. I ja mam takiemu gościowi dać pod opiekę Ebiego Smolarka? Nein, danke! Uprzytomnić sobie warto, że grupę eliminacyjną do Euro 2008 (kwalifikacje już jesienią) mamy tak trudną (Portugalia, Serbia, Belgia, Finlandia, Armenia, Kazachstan oraz Azerbejdżan), że mógłby nie dać rady nawet Luis Felipe Scolari. To jedyna grupa z udziałem aż ośmiu zespołów. Do mistrzostw awansują dwa najlepsze. Czyli właściwie trener chwilowo jest nawet zbędny. Zresztą zagraniczniacy wcale nie marzą o tym, żeby przesiadywać w Polsce i jeździć na mecze do Grodziska lub Łęcznej i wyszukiwać talenty. Weźmy przykład Lozano, tego argentyńskiego pasterza bydła, który więcej czasu spędza na swoim pastwisku w pampasach niż u nas w robocie (o braku wyników już nie wspominam, wiadomo). Albo Kuttin - zdawało się, że Małysz jest nie do zajechania, a Austriakowi się jednak udało. Jeszcze do wczoraj myślałem, że najlepszy wybór można zrobić z Wdowczykiem (ale odmówił, w końcu nie może wciąż porzucać pracy, jeśli chce być poważnie traktowany). Stawiałem też na Nowaka. No, ale jak czytam we własnym "Dzienniku", że jego DC United z Waszyngtonu ma po 16 kolejkach 15 punktów przewagi, że wybrano go na trenera meczu All Stars amerykańskiej Ligi Futbolowej (te USA są od lat w dziesiątce rankingu FIFA, nie taka wcale wioska), że jest głównym kandydatem na selekcjonera tamtejszej kadry, no i że poprowadzi reprezentację MLS do prestiżowego meczu z Chelsea Londyn - nie mam złudzeń. On jest dziś poza naszym zasięgiem. Choć bardzo chciałbym się mylić. Kto zatem? Najlepiej nikt. W końcu Janas ponoć w ogóle naszych nie trenował, a weszliśmy do mundialu. Znaczy się dobre wzorce już są. Paweł Zarzeczny "Dziennik"