Chodzi o przejęcie sztandarowej ekipy w polskim sporcie, podwójnych mistrzyń w siatkówce, czyli popularnych "Złotek" przez Marco Bonittę, makaroniarza. Skandaliczne jest to - jak donoszą media - że trener ten jest tak surowy, że swoim zawodniczkom odbiera telefony komórkowe i na swoich lekcjach każe im paradować w jednolitych mundurkach! No zupełnie jak ten Giertych!!! Ale tak jak popieram w rzeczonej sprawie Giertycha, tak nie inaczej oceniam Bonittę. Bo mniej więcej wiadomo jak postępować z kobietami w domu. Oczywiście ustępować (zwłaszcza w gotowaniu, zmywaniu, praniu i sprzątaniu), kochać, dopieszczać i obsypywać prezentami, a w razie kłopotliwej dyskusji nieoczekiwanie zmieniać temat. Ale w sporcie tak się nie da. Aby osiągnąć sukces - najpierw trener musi wziąć do ręki bat. A to z tego powodu, że jeszcze się taki nie narodził, który by każdej babie dogodził. Siatkarki mają ciężki żywot. Praktycznie ani czasu na rozrywki, ani na dzieci, a w dodatku muszą utrzymywać nie tylko rodzinę bliższą i dalszą, ale nawet swoich wiecznie niepracujących chłopaków. Zazwyczaj jest ich w jednym miejscu aż paręnaście, co powoduje sporo konfliktów, wywołuje zazdrość, nie ma też chwili, aby któraś nie przeżywała trudnych dni albo zwyczajnie nie popłakiwała w poduszkę. Dlatego praca trenera kobiet należy do najbardziej niebezpiecznych, zaraz po posadzie sapera w Afganistanie lub prezesa telewizji w Polsce. I dlatego trzeba w tej robocie dużo kija, a jak najmniej marchewki lub nawet karotki wcale. Jak radził kiedyś idealnemu władcy rodak Bonitty niejaki Machiavelli - karać trzeba zdecydowanie, ostro, nagle i mocno, zaś wszelkie ewentualne nagrody mocno dawkować i rozciągać w czasie. Bo rewolucje wszelakie - to już Alexis de Tocqueville - wybuchają nie wtedy, kiedy jest najgorzej, tylko kiedy człowiek powoli zaczyna przyzwyczajać się do dobrego... No więc czeka nas taka perspektywa - kibicom kolejne złoto, siatkarkom pot i łzy. No, ale same tego chciały poniekąd, bo same doprowadziły do rozwodu z Andrzejem Niemczykiem, trenerem dobrodusznym i łagodnym, co to nie tylko komórek pannom nigdy nie zabierał, ale i malować się pozwalał, a i przed lusterkiem posiedzieć dawał - sam bowiem zdaje się też lustro mocno lubił w długi czas zgrupowań. I komu to przeszkadzało? Dziś żali się "Niemiec", że zrobiono z niego alkoholika, choć ja na jego miejscu nie przejmowałbym się tym wcale. Jak pisał kiedyś dość trafnie i proroczo Marek Hłasko - w Polsce o facetach mówi się tylko trzy rzeczy: albo że są pijakami, albo kapusiami, albo pedałami. A zatem, panie Andrzeju kochany, wcale nie trafiłeś pan tak najgorzej... Za to nasze złote panny trafiły z deszczu pod rynnę. Prosto w delikatne rączki kata. Paweł Zarzeczny