Trudno o znalezienie słabszej ekipy w Europie, która wprawdzie wygrała z Finami, ale skoro tak - wyczerpała limit zwycięstw na jakieś półwiecze. Zresztą - ten Azerbejdżan niekoniecznie leży w Europie, podobnie Armenia i Kazachstan. A niekoniecznie, bo jak powiada się u nas tu i ówdzie: od Konina - Azja się zaczyna! (a od Białegostoku to już na pewno). Ale grać trzeba, a emocjonować się trudno. Zdaje się podobne odczucia maja zawsze kibice angielscy czekając na mecz z Polakami. Większe zainteresowanie budzi - co zrozumiałe - historia drugiego trenera kadry Dariusza Dziekanowskiego, który pomelanżował ździebko i w Baku go zabraknie. Media donoszą, że pił, i że bił. Otóż bzdura to wierutna. Oglądam Darka lat naście z całkiem bliska. Nie pije więcej ani mniej niż inni polscy trenerzy. Nie jest agresywny bardziej, niż przeciętny kibic. Cóż zatem się stało? Ano źle trafił, bo to zła kobieta była... Trafił na kobietę, która brzydko się zestarzała, nie pomogło jej nawet kilkanaście plastycznych operacji, nie potrafiła zapomnieć jak brzmi silnik nowego mercedesa, i na Dariuszku zaczęła się mścić. Z zażenowaniem słuchałem opowieści przyjaciół, jak cały tydzień nieproszona wcale wydzwaniała po wszystkich warszawskich redakcjach, przedstawiając się a to za włoskiego gangstera, a to za własną przyjaciółkę, a to za samą siebie w końcu. Od "Super Expressu" ktoś (w jej imieniu?) żądał 50 tysięcy złotych za film, na którym "Dziekan" stoi pod krzakiem, albo pije drinka, a najgorsze że filmy te kręcili i oferowali do sprzedaży jego pseudoprzyjaciele. I były do kupienia taśmy, takie jak od Gudzowatego, na których niestety nie było nic o okradaniu Polski, nic o handlowaniu meczami, tylko o sprawach najzupełniej nudnych i codziennych, takich jak to że ktoś nie wyrzuca śmieci. Z początku sądziłem, że Darek padł ofiarą menedżerskich kłótni w kadrze (bo walka tam toczy się ostra o wpływy i setki milionów, choć nie na noże jeszcze). Potem - że gnębi go jakiś fan Polonii, której Dziekanowski kilkaset tysięcy zaległych premii wyrwał praktycznie z gardła. Okazało się jednak, że to tylko... zła kobieta była. Donosicielka. I gdy on szedł leczyć kręgosłup lub gardło, co wolno chyba każdemu, ona wysyłała go do psychiatryka, zamawiała paparazzich i wszystko to w imię... wielkiej miłości oczywiście. Kara ją spotka za to szybko, mianowicie nikt, nigdzie raczej już jej nie zaprosi. Trudno mi na to patrzeć, bo byłem świadkiem jak kobiety zniszczyły lepszych jeszcze od Darka piłkarzy - Kazia Deynę, Mirka Okońskiego, tuziny innych. Cóż - z kim innym się żenisz, z kim innym rozwodzisz. I byłby to mały problem, bo w końcu co nas obchodzi drugi trener kadry. Ale dokładnie w tym samym czasie życie innemu sportowcowi zatruła inna kobieta. Stracił przez nią tytuł mistrza świata i gigantyczne pieniądze, o mało nie stracił małżeństwa, zaufania trenerów, menedżerów, rodziców. Najpierw baba rozkochała napalonego dzieciaka, potem zaczęła go doić, ustawiać, przekrzywiać - ledwo miał siłę wejść do ringu, a ochoty na walkę no to nie miał już wcale. Daleki jestem od spostrzeżenia, że za każdym rogiem czyha jakaś femme fatale, bo i mężczyźni potrafią niszczyć kobiety, nawet seriami. Ale wydaje mi się, że wszystko to idzie w okropnym kierunku. Ludzie sportu, zamiast myśleć o rzeczach naprawdę ważnych, zmuszeni są toczyć wyniszczające wojny we własnych domach. Na szczęście - dziś gramy tylko z Azerbejdżanem. Paweł Zarzeczny