- Cieszę się jak cały zespół z tych dwóch punktów. Mecz był na zmianę: raz dobrze, kiedy wypracowaliśmy nawet sześć bramek przewagi, a potem traciliśmy ją w mgnieniu oka - mówi prawy rozgrywający w kadrze Wenty. Można było mecz rozstrzygnąć w kwadrans. Wystarczyło w tym czasie rzucić kilka bramek więcej, bo obrona była nie do przejścia. - W obronie staliśmy dobrze, ale w ataku było kiepsko. Momentami nasza gra wyglądała ok, prowadziliśmy 5-6 golami, a potem traciliśmy całą przewagę. Mieliśmy sporo kar, niektóre bez sensu, nie do końca się z nimi zgadzam, ale po takim meczu na sędziów nie wypada narzekać. Zwłaszcza, że dla obu stron gwizdali tak samo. Sami sobie zgotowaliśmy taki horror. Bałeś się w końcówce, że nie wygracie? - Najgorsze wtedy, to mieć pietra. Wtedy, jakby ręce zadrżały, to by się mogło źle skończyć. To by było najgorsze, a przecież trzeba grać do końca. Co będzie, to będzie, ale trzeba dać z siebie wszystko. Najważniejsze są dwa punkty. Teraz mamy się szykować na emocje w meczach z Koreą i Chile? - Nie... Mam nadzieję, że będzie to lepiej wyglądało. Krótko byliście w przerwie w szatni. Uciekaliście przed trenerem? - Nie, spokojnie było. Mówił, żebyśmy grali to, co w pierwszej połowie wychodziło. Ale nam się to rzadko udawało. Piłka miała iść do przodu, ponieważ oni grali wysoką obroną , to mieliśmy wbiegać na koło. Ale co z tego, skoro za mało tego robiliśmy i w drugiej połowie nie funkcjonowało to do końca tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Dwie kary w meczu to twoja norma na tych mistrzostwach? - Sędziowie mi je dają i co ja mogę powiedzieć? Żeby to chociaż były brutalne faule, to bym zrozumiał. A tu jest inaczej niż w Lidze Mistrzów czy polskiej ekstraklasie. Tam pozwalają grać twardziej, a tu byle dotknięcie i jest kara. Rozmawiał Leszek Salva, Goeteborg