W związku ze śmiercią Wejcherta piłkarze stołecznego klubu grali z czarnymi opaskami na rękach. Fatalnie zachowała się przy tej okazji część skonfliktowanych z władzami drużyny kibiców - przed meczem zaczęli krzyczeć "jeszcze jeden", mając na myśli drugiego z właścicieli Mariusza Waltera. Zostali wygwizdani przez pozostałych fanów. Już po pierwszym gwizdku ochrona postanowiła jednak usunąć z tak zwanego "gniazda" kibica, który prowadził doping. Doszło do szarpaniny, na murawę poleciało kilka wyrwanych krzesełek, a pracownicy firmy zabezpieczającej zawody użyli gazu. Zdarzenie to sprawiło, że kibice ponownie zaczęli skandować obraźliwe hasła, a część zdecydowała się opuścić stadion. W sprawie użycia gazu przez ochronę interweniowała później policja, bowiem kibice złożyli doniesienie o popełnieniu przestępstwa. - Minuta ciszy po śmierci Jan Wejcherta nie była przewidziana na prośbę rodziny. Żałujemy jednak, że nie wszyscy kibice potrafili uczcić pamięć o zmarłym. To, co się wydarzyło na początku spotkania w wykonaniu kibiców, to był skandal - stwierdził Kocięba. Czytaj także: Mięciel zapewnił Legii trzy punkty