Na kortach Arki Gdynia przez dwa dni mieliśmy święto tenisa. Po raz pierwszy w historii nasz kraj był organizatorem meczu o Puchar Federacji, a po jego zakończeniu nasze tenisistki przeszły do historii, awansując do rozgrywek Grupy Światowej, co wcześniej nigdy nam się nie udało. Dokonały tego Agnieszka i Urszula Radwańskie, które wystąpiły w grze pojedynczej i debel Jans/Rosolska. ZOBACZ WYWIAD Z JANS I ROSOLSKĄ: - Tylko w minimalnym stopniu czuję się ojcem tego zwycięstwa. Ten tytuł przysługuje dziewczynom i ich trenerom, ja to tylko spiąłem i zaprezentowaliśmy się tak, a nie inaczej - skromnie przyznał Tomasz Wiktorowski, kapitan reprezentacji Polski. Jego podopieczne na pewno nie rozczarowały kibiców, którzy zarówno w sobotę, jak i w niedzielę szczelnie wypełnili kort Arki Gdynia, gdzie odbywał się ten mecz. Publiczność mocno starała wspomagać Polki, w przerwach między gemami gorącym dopingiem zachęcała je do lepszej gry. Na tym polu doszło do rywalizacji z mniej liczną, ale dobrze zorganizowaną grupą z Japonii. Na koniec to my mieliśmy więcej powodów do radości. - Naprawdę jestem szczęśliwy. Wynik 3-2 to przecież nie jest przekonywujące zwycięstwo, a losy meczu wahały się do ostatniej chwili - stwierdził Robert Radwański, w jednej osobie ojciec i trener dwóch naszych reprezentantek. O zwycięstwie "biało-czerwonych" zadecydował mecz deblowy. Polki wygrały go w trzech setach, ale po pierwszym, przegranym przez Jans i Rosolską 1:6, można było mieć wątpliwości, co do szczęśliwego zakończenia. - Wiara czyni cuda, więc wierzyłem w wygraną, szczególnie że kobiecy tenis, a zwłaszcza debel damski to jest enigma zupełna. Tu wszystko jest możliwe do ostatniej piłki - dodał Robert Radwański. Po meczu w polskim zespole nastąpił wybuch radości. Zawodniczki wspólnie z kapitanem odtańczyły na korcie taniec zwycięstwa. - Już tak naprawdę od dzisiaj czekamy na przeciwnika, z którym zmierzymy się w Grupie Światowej II. I będziemy chcieli awansować do elity, bo ja wierzę, że te dziewczyny na to stać - stwierdził Wiktorowski. Czy ma rację, przekonamy się w przyszłym roku. Paweł Pieprzyca, Łukasz Piątek z Gdyni