Rywal polskiego tenisisty był rozstawiony z nr 11. - Chciałbym zadedykować to zwycięstwo rodzinie w Lubinie i Bolesławcu, która zawsze jest ze mną w dobrych, ale i trudnych chwilach. Mam nadzieję, że dzięki ich wsparciu uda mi się wrócić do pierwszej setki rankingu i zostanę tam na dłużej. Mamie życzę wytrwałości, siostrze Pauli - żeby skończyła studia, a tacie, żeby utrzymał się z drużyną Kolejarza Stróże w pierwszej lidze. Jutro czeka ich ciężki mecz w Ząbkach, ale wierzę, że wygrają. Mamy takie nasze motto życiowe: dopóki walczysz jesteś zwycięzcą - powiedział ze łzami w oczach Kubot, który po zwycięstwie odtańczył kankana dla trenera. - Od stycznia pracuję z Janem Stocesem i mam z nim umowę, że jeśli wygram z mocnym rywalem na ważnym korcie, to po meczu tańczę dla niego kankana. Tak było w styczniu w Australian Open, tak było też dzisiaj - dodał. Almagro jest drugim wśród najwyżej rozstawionych zawodników, którzy pożegnali się z paryską imprezą w pierwszej rundzie. W poniedziałek odpadł Czech Tomas Berdych (nr 6.). - Mogę powiedzieć, że to było jedno z największych zwycięstw w karierze, nad zawodnikiem, który jeszcze niedawno był w pierwszej dziesiątce świata. Do tego w ubiegłym roku trzy razy pokonał mnie na wszystkich nawierzchniach, a tylko raz, właśnie na ziemi w Rzymie, udało mi się urwać mu seta. Przyjechał tutaj z dużą pewnością siebie, bo w sobotę wygrał turniej w Nicei, no i na mączce rozegrał w tym roku o wiele więcej meczów ode mnie. Zawsze bardzo dobrze serwuje. Z niskiego wyrzutu, od razu przykrywa piłkę rakietą, więc jest mało czasu na odczytanie, gdzie ją skieruje - powiedział Kubot. Polek jest 122. w rankingu ATP World Tour, a w Paryżu przeszedł trzy rundy eliminacji. We wtorek długo nie mógł znaleźć sposobu na mocny serwis Almagro, a udało mu się to dopiero w trzecim i w czwartym secie. - W trzecim secie, dzięki Bogu, dotrwałem do tie-breaka, głównie atakując z returnu i mieszając grę. Taka była moja strategia, żeby nie grać przy jego serwisie długich wymian, tylko chodzić do siatki i wybijać go z rytmu. Przy swoim miałem cały czas zmieniać tempo, czasem atakować, czasem rozgrywać wymiany i grać po linii, szczególnie z forhendu. Było tych wariantów dużo, ale choć na początku mi się nie udawało, to wierzyłem, że taka taktyka musi w pewnym momencie przynieść skutki. Wiedziałem, że piłki, którymi gramy w Paryżu, bardzo mi odpowiadają, bo są szybkie i umożliwiają zdobywanie wielu punktów bezpośrednio serwisem - stwierdził Kubot. - Miałem dzisiaj szczęście, ale szczęście przecież sprzyja dobrze przygotowanym. W czwartym secie przegrywałem już 2:4 i 15-40 przy swoim serwisie, ale mu się nie udało tego wykorzystać, choć to zawodnik ze światowej czołówki. Później było jeszcze 0:3 w decydującym secie, bo przegrałem serwis, psując trzy woleje. Jednak dalej grałem swój tenis, bo wiedziałem, że mogę wygrać. Dotychczas nie miałem okazji rozegrać zbyt wielu meczów pięciosetowych, właściwie tylko kilka w Pucharze Davisa. Almagro ma w nich większe doświadczenie, ale się udało - dodał. W drugiej rundzie Roland Garros rywalem Kubota będzie Argentyńczyk Carlos Berlocq, obecnie 63. na świecie. Będzie to ich czwarty pojedynek i czwarty na korcie ziemnym. Bilans dotychczasowych jest korzystny dla Polaka 2-1, a w setach 6-2. - To zawodnik, który gra głównie z głębi kortu, waleczny, więc nie będzie oddawał punktów za darmo. Szykuje się wyrównany mecz, ale wierzę, że w czwartek będę dobrze serwował. To może mi pomóc. Na razie mam ponad dzień na regenerację, no prawie, bo jutro jeszcze gram debla - przypomniał Kubot, który w deblu występuje w parze z Austriakiem Oliverem Marachem. Z Paryża Tomasz Dobiecki