Pod ścianami rozlokowano pulpity dla dziennikarzy, gdzie gniazda podłączenia do globalnej sieci kusiły swą obecnością. Atmosfera nerwowego oczekiwania na "przewodnika" z ramienia Niemieckiego Związku Piłki Nożnej przedłużała się niemiłosiernie, w końcu jednak w drzwiach ukazał się dyrektor Departamentu Mediów - Harald Stenger. "Szef" zakomunikował, iż do Jurgena Klinsmanna poprowadzi duet współpracowników. Faktycznie, drogę na trzecie piętro genewskiego obiektu przebyliśmy najpierw efektowną windą, by do potężnej sali gimnastycznej przejść wąskim korytarzem, prowadzącym również do sektorów VIP-owskich. Ogromne okno, rozłożyste na całą szerokość, w miejscu zaadaptowanym na nowoczesną siłownię i miejsce ćwiczeń koordynacyjno-stabilizujących zdradzało widok niezwykle ciekawy - w dole wyraźnie widoczna była murawa boiska. Przybyłych dziennikarzy z Francji, Danii, Finlandii, Anglii oraz jednego z Polski usadzono przy podłużnym stole, z racji wydarzenia zwanego "okrągłym". Po kilku minutach pojawił się selekcjoner drużyny gospodarzy. Ciągle uśmiechnięty, pewny siebie, zbliżając się do stołu zagaił bez zbędnych ceregieli: "Wszystko w porządku? Podoba się panom Genewa?" - Klinsmann skracał umiejętnie niewidoczny dystans. Następnie pokazał ludzką klasę, przechodząc wokół stołu i respektując tych kilka osób, witając się z nami serdecznie, a nie czekając na hołdy i pokłony, tak znane w Polsce. "Zapraszam na rozmowę" - były napastnik dodał z uśmiechem. Policzalni na palcach ręki przedstawiciele mediów, wybrańcy DFB, otrzymali możliwość wyczerpujących pogawędek. "Tylko Piłka" skrzętnie skorzystała z okazji... - A jak Pan odbiera Genewę jako opiekun zespołu narodowego? - Jestem niezwykle skoncentrowany na pracy, na kolejnych jednostkach treningowych. Staję się swoistym przewodnikiem drużyny pracującej na dobro tej prawdziwej drużyny. Mam szczęście, iż "na pokładzie" zebrałem prawdziwych ekspertów w swoich dziedzinach, każdy ma swoje pomysły, więc należy wszystko tak zsynchronizować, by działania pasowały do siebie. Współpracownicy czują się odpowiedzialni za swój odcinek, więc choćby Marc Verstegen i Oliver Schmidtlein, kontrolują zajęcia w tej sali gimnastycznej. - Proszę powiedzieć, jak piłkarze reagują na reżim treningowy. - Odkąd zaczęliśmy pracę z reprezentacją, wszystkie elementy, które dziś wprowadzamy, które szlifujemy, już się pojawiały. Ze względu na niemożność organizowania długich zgrupowań stosowaliśmy odpowiednio mniejsze dawki, skromniejsze formy. Puchar Konfederacji stanowił dla piłkarzy test przed mistrzostwami świata, przedsmak tego, co miało ich czekać przed WM 2006. I zawodnicy po naszych treningach czuli się naprawdę dobrze, nie narzekali. A teraz, kiedy dysponujemy czasem, chcemy skoordynować wszystkie ważne elementy - mówię o przygotowaniu fizycznym, taktyce, oczywiście też o rozwoju osobowości moich podopiecznych, sferze mentalnej. To okres, kiedy kładziemy intensywny nacisk na wymienione składowe i budujemy długofalowe podwaliny. - "Nie można sobie wmówić, że jest się zmęczonym" - słowa te wypowiedział Joachim Low. Czy nie istnieje zagrożenie, że po ciężkim sezonie ligowym kadrowicze zostaną zbyt wyeksploatowani? - Nie... Owszem, próbujemy wprowadzić zawodników na bardzo wysoki poziom przygotowania fizycznego, by zrodzić wiarę w samego siebie. To psychologia. Zebraliśmy doskonałe doświadczenia podczas Pucharu Konfederacji. W meczu o trzecie miejsce przeciwko Meksykowi zespół długo grał w "dziesiątkę", a jednak piłkarze zauważyli - możemy, potrafimy nawet w tak niekorzystnej sytuacji ruszyć, przyspieszyć. Bardzo ważne jest także, by zawodnik nauczył się pokonywać sytuacje kryzysowe, wynikające ze zmęczenia. Od czasu do czasu trzeba pokonać swój własny "limit", granicę wydawałoby się nie do przejścia. To nieodłączna walka. - Kiedy Duńczycy w 1992 roku zdobywali tytuł mistrzów Europy, mówiono o nich, że są "wesołą drużynką". Czy na zgrupowaniu niemieckiej reprezentacji znajduje się czas na śmiech, żarty, a może to tylko ciężkie treningi w poważnej atmosferze? - Dobra, wesoła atmosfera jest bardzo istotna. Piłkarze - przy tym wszystkim, co robią - muszą wiedzieć, dlaczego to w ogóle robią i czerpać z tego radość. Wiem, że to pomieszczenie wygląda bardzo "sucho" i smutno (śmiech), ale gdy gracze trenują w siłowni, towarzyszy im bardzo głośna muzyka Hip Hop. Tutaj rozgrywa się prawdziwe "action". Reprezentanci dają z siebie wszystko, ponieważ zdają sobie sprawę, że dzięki temu staną się silniejsi, lepsi. Najważniejsze jednak, by piłkarze byli zorientowani tylko i wyłącznie na wykonywaną pracę, a uwaga przytoczonych Duńczyków w 1992 roku - wbrew opiniom - została ekstremalnie skupiona na konkretnym wydarzeniu. Duńczycy mieli wyjątkową drużynę, wyjątkowych piłkarzy i doskonale wiedzieli, czego chcieli. Owszem, ten image "wesołej drużyny" świetnie się sprzedawał, ale mimo okazywanej radości z nieoczekiwanego przyjazdu na turniej, pracowali z ogromną koncentracją, co później przekuwało się na osiągane wyniki. Mistrzami Europy zostali zasłużenie. - Pan znajdował się w drużynie Franza Beckenbauera, która w 1990 roku sięgnęła po mistrzostwo globu. Już w pierwszym spotkaniu zagraliście bardzo dobrze. Czy taki początek imprezy z wysokiego pułapu marzy się również tym razem? - Dobry początek to niesamowicie ważna sprawa. Zespoły próbują od razu zdobyć zaufanie kibiców, choć tak naprawdę to nie dobra gra, a trzy punkty na koncie stają się w tym momencie najważniejsze. Wszystkie drużyny chcą pokazać konkurentom, że należy się z nimi liczyć, zwrócić uwagę i wzbudzić tym samym respekt. - Gdzie dla niemieckiej drużyny leży granica pomiędzy sukcesem, a niepowodzeniem? - (Chwila milczenia) Trudno w tej chwili powiedzieć. Posiadamy młodą drużynę, wzmocnioną kilkoma doświadczonymi piłkarzami. Zebraliśmy mieszankę odpowiednich charakterów i zaprezentujemy się przed własną publicznością, w naszym kraju. Sądzę, że mamy obowiązek postawić sobie za cel maksymalną zdobycz. Chciałbym dotrzeć aż do meczu kończącego turniej. W naszej mentalności, w historii naszego futbolu zawsze powtarzał się identyczny scenariusz. Gdy rozpoczynają się mistrzostwa, przestaje mieć znaczenie, jaką wartość przedstawia drużyna, jak prezentowała się ostatnio. Żyje za to nadzieja, iż ten zespół stać na występ w finale. Pragniemy przekazać piłkarzom pewną zasadę - zawsze koncentruj się na kolejnym kroku, nie tracąc z oczu celu nadrzędnego. Bez wątpienia chcemy przejść pierwszą rundę, a każdy wie, że w fazie pucharowej zdarzyć może się wszystko. - Widziane oczami selekcjonera - co zmieniło się w niemieckiej kadrze przez ostatnie dwa lata? - (Zastanowienie) Przede wszystkim dwie rzeczy. Postawiliśmy częściowo na nową generację piłkarzy, więc mamy zupełnie inną reprezentację. Daliśmy szansę wielu talentom, młodym zawodnikom, którzy sprawdzają się na najwyższym światowym poziomie. W pojedynkach z Argentyną czy Brazylią dostrzegają, że dotrzymują kroku uznanym piłkarzom. Po drugie, wprowadziliśmy nowy styl gry, definiujący tę nową drużynę. Wielokrotnie spotykaliśmy się z zawodnikami i pytaliśmy - jaki styl preferujecie, z jakim chcielibyście się identyfikować? Z naszych dyskusji wyniknęły następujące wnioski - chcemy grać ofensywnie, agresywnie, odzyskiwać piłkę jak najszybciej, najlepiej już przez napastników lub ofensywnie zorientowanych pomocników. Wdrażanie całości planu realizujemy podczas specjalnie przemyślanych sesji treningowych. - Pan ze swoim sztabem szkoleniowym zajmuje się również zagadnieniami taktycznymi. Już zapadła decyzja dotycząca ustawienia, czy z meczu na mecz będą dokonywane korekty? Ostatnio próbowaliście schematu 4-3-3, wcześniej zaś sięgaliście po 4-4-2 z rombem lub dwoma defensywnymi pomocnikami (płaskie ustawienie, jak mawiają Niemcy - dop. red.). - Sądzę, że w zakresie naszych możliwości potrafimy grać dwoma, trzema systemami. To ważne, by mieć wybór. Ustawienie z rombem w środku pola będziemy stosować przede wszystkim jako ofensywne, płaskie raczej przy zamierzeniach bardziej defensywnych. Dysponujemy odpowiednim typem piłkarzy, aby stosować wymienione schematy. Przecież zestawianie mundialowej kadry nie odbywało się przypadkowo. Dokooptowaliśmy dwóch-trzech piłkarzy, którymi mogę zaskoczyć przeciwników, którzy dają nam możliwość lepszej interpretacji 4-3-3. Jak powiedziałem, przygotowujemy przynajmniej dwa, a prawdopodobnie trzy warianty. - Dlaczego - pomijając aspekt rodzinny - tak istotnie jawią się regularne powroty do Kalifornii? To mój wielki atut, przewaga nad innymi selekcjonerami, ponieważ w Kalifornii nabieram dystansu do rzeczywistości, obserwuję wydarzenia nieco z boku. Wówczas zyskuję czas na przemyślenia, a życie w Stanach Zjednoczonych daje inną perspektywę spojrzenia na przeróżne sprawy. Wiele nauczyłem się od Bruce'a Areny, od trenerów innych dyscyplin sportowych. - Jest Pan zwolennikiem zatrudniania trenerów-specjalistów, odpowiedzialnych za różne dziedziny. Kiedy nastąpi kolejny krok i do współpracy zostaną zaproszeni szkoleniowcy od obrony i ataku? - (Śmiech) W Stanach Zjednoczonych sztab szkoleniowy jest bardzo liczny. Uważam, że przyszłość profesjonalnego sportu to właśnie indywidualizacja. Jeśli podczas MŚ mam do dyspozycji 20 piłkarzy z pola i trzech bramkarzy, każdy z nich to inny człowiek. Stawiając sobie zadanie uczynienia z nich lepszych zawodników, trzeba pracować indywidualnie. Coraz bardziej, coraz bardziej... Dynamika grupy nie zawsze sprzyja podnoszeniu umiejętności i tylko opieka prawdziwych profesjonalistów gwarantuje odpowiednią jakość treningu. Zaczynając od trenerów przygotowania fizycznego, poprzez szkoleniowców doglądających mentalności i umysłów piłkarzy, psychologów sportowych, aż po opiekę finansową - eksperci pomagają piłkarzowi w wydatny sposób. Przyglądając się innym dyscyplinom w Niemczech, mnóstwo klubów od dawna zatrudnia trenerów "fitness" i psychologów, więc powstaje pytanie - dlaczego w piłce nożnej dzieje się inaczej? - We Francji podniosło się larum ze względu na konflikt pomiędzy bramkarzami - Barthez i Coupet - oraz utarczki słowne tego drugiego z Domenechem. Coupet wyjechał ze zgrupowania i dopiero "po chwili" wrócił. Jak w podobnym kontekście wyglądają kontakty Kahna z Lehmannem? Czy istnieje zagrożenie takich wydarzeń? - Przedwczesny podział ról okazał się bardzo ważny. Każdego z bramkarzy poinformowaliśmy w odpowiednim czasie o decyzjach, i zawodnicy już wiedzą, czego się spodziewać. Dla całego sztabu niezwykle istotne jest, by obu konkurentom podkreślać wagę ich roli. Wprawdzie pozycja jeden i dwa jasno została określona, ale zarówno Kahn, jak i Lehmann cieszą się naszym pełnym zaufaniem. Po ogłoszeniu postanowień Kahn był bardzo rozczarowany, ale my przekazujemy Oliverovi, że stanowi nieodłączną część całej grupy. Niezależnie od tego, iż obecnie widzimy go w roli rezerwowego, darzymy Kahna pełnym szacunkiem, odpowiednim do jego sportowej klasy. Często szukamy okazji do rozmowy i opowiadamy o trenerskich wyobrażeniach. Oczekujemy, że w czasie każdego treningu będzie permanentnie zmotywowany i utrzyma najwyższy stopień gotowości, intensywności ćwiczeń. W przypadku odniesienia sukcesu, Kahnowi należy przypisać odegranie ogromnej roli i duży w nim udział. Nie znam zbyt dobrze francuskich golkiperów, ale niemiecki sztab szkoleniowy wierzy, że u nas obędzie się bez problemów, ponieważ stale porozumiewamy się, komunikujemy z tym duetem. Ciągle też mówimy, czego oczekujemy od obu 36-letnich piłkarzy - przejęcia roli przywódców drużyny. To nie tylko zawodnicy, ale i głos wewnątrz zespołu. I to zadanie powinni wziąć na swoje barki. - A jaka atmosfera panuje między adwersarzami? - Bardzo dobra. Określiłbym ją "naładowaną pozytywnie", ale też pełną rywalizacji. Potrzebujemy rywalizacji obu bramkarzy, aby podnosić poziom gry. - Reprezentuję polską prasę, a "nasze drużyny" zmierzą siły już w fazie grupowej. Zajmował się Pan już szerzej polską reprezentacją, może Urs Siegenthaler (Szwajcar, szef niemieckiego banku informacji - dop. red.) przekazał już Panu stosowne informacje? - Wie pan, każdy zespół mamy już bardzo dobrze rozpracowany. Urs Siegenthaler wykonuje doskonałą pracę, jednak postanowiliśmy, że drużyny na detale rozłożymy dokładnie w kolejności rozgrywania meczów. Nie chcemy robić drugiego kroku przed pierwszym, ale wszystkie ważne informacje już posiadamy. - W kadrze znajdują się piłkarze z różnych lig. Można mówić o różnych metodach treningowych np. w Anglii i Niemczech? - Faktycznie, dostrzegamy różnice w sposobie i jakości treningów poszczególnych klubów. Ale tę różnicę o wiele bardziej dostrzegają sami piłkarze. Zawodnicy przychodzą do nas i mówią - tego jeszcze nie robiłem w klubie, to jest dla mnie inne, to jest dla mnie dobre. Zatem, otrzymujemy wiadomość zwrotną od piłkarzy. Ale też nie jeździmy od klubu do klubu i nie obserwujemy, jak wyglądają jednostki treningowe. - Odnosi Pan wrażenie, że w Bundeslidze trenuje się mniej, gorzej jakościowo? - (długa chwila zakłopotania) Mogę powiedzieć, że Bundesliga straciła kontakt z czołowymi ligami Europy. Przede wszystkim pod względem przygotowania szybkościowego, dynamiki meczowej. - Jak słyszeliśmy, sztab szkoleniowy od dwóch lat wdraża niemieckiej reprezentacji własny styl gry, oparty choćby na agresywności. Czy Niemcy mają się wzorować na jakiejś drużynie narodowej bądź klubowej? - Nie istnieje konkretnie taka drużyna. Wszystkie trendy futbolowe demonstrowane są jednak w spotkaniach Ligi Mistrzów. Tam można zaobserwować, jaki styl obowiązuje obecnie w potyczkach międzynarodowych, na tym stadium wtajemniczenia. Jednak każdy zespół, każda piłkarska nacja szuka własnego stylu, ponieważ różne są charakterystyki zawodników. Brazylijczycy prezentują piękny futbol i nikomu nie uda się skopiować ich stylu (śmiech). Trzeba zawsze zwracać uwagę na fakt, jakimi graczami się dysponuje, o jakiej mentalności. Aspekt mentalny to istotny czynnik - w jakich piłkarze wzrastali warunkach, czy potrafią radzić sobie z presją, należy pamiętać także o różnych przyzwyczajeniach ludzi z danego kraju. Nie wolno zapominać również o niepowtarzalnych osobowościach. W zależności od kraju mamy także do czynienia z różną tradycją piłki nożnej. Należy wspomnieć o Street Football-u. Ludzie spotykają się każdego wieczoru i grają po kilka godzin, mogą także bez przerwy odbijać piłkę od ściany. Inni spotykają się na treningach dwa razy w tygodniu i w weekend grają mecz. Futbol przybiera różne oblicza w różnych krajach i to trzeba mieć na uwadze. - Była mowa o integracji wielu młodych piłkarzy, ale przecież już w czasie MŚ pojawi się rozliczanie z rezultatów. Został Pan zmuszony z tego powodu do zawierania jakichś kompromisów? Nie. (chwila milczenia) Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy dwa lata, by zbudować, uformować drużynę do mistrzostw świata na własnym terenie. Ale to nam nie przeszkadza. Wiemy, że szczególnie młodzi gracze będą dojrzewać sportowo dopiero po WM i osiągną szczyt umiejętności dopiero na ME 2008 czy MŚ 2010. Automatycznie starsze pokolenie piłkarzy będzie odchodzić. Taka jest po prostu piłka i nie mamy z tym żadnego problemu. Niezmiernie cieszymy się z powodu nie tak odległego już turnieju. Cieszymy się jako drużyna, ponieważ nadarza się okazja do konfrontacji. Chcemy konfrontacji. - Ale pod pewnymi względami zapewne podejmował Pan inne decyzje, niż miałoby to miejsce w roku bez czempionatu... - Oczywiście, w wielu sprawach organizacyjnych, ale i sportowych mieliśmy przed sobą pewien nieprzekraczalny "deadline". I z tego powodu może... poszedłem na mniej kompromisów. Co teraz chętnie mi się zarzuca. (śmiech) - Arsene Wenger powiedział niedawno, że do piłkarzy należy mieć zaufanie. - Od Arsene'a sporo się nauczyłem. Dwa lata spędzone w AS Monaco zrobiły swoje, choć przyznam, że nie zawsze byliśmy jednego zdania. Cenię tego szkoleniowca za dalekowzroczność postępowania, zawsze myślał dalej, niż tylko o trwających rozgrywkach. Arsene Wenger rozmyślał, czy można piłkarza wypożyczyć, co powinien zawodnik czynić, jak trenować, aby poprawiać umiejętności. Nierzadko również z góry zakładał, że dany piłkarz przez pewien okres nie będzie cieszył się jeszcze takim uznaniem świata zewnętrznego, jakie życzyłby sobie choćby sam gracz. W pełni zgadzam się z jego twierdzeniem, że trener czy cały sztab musi emanować zaufaniem, prezentować wiarygodność działań. Przenosząc te reguły na "nasze podwórko", sądzę, że zawodnicy czują i wiedzą, dlaczego wykonują pewne ćwiczenia, dlaczego coś robią. Piłkarze wiedzą, że u każdego z nich próbujemy znaleźć elementy, które można poprawić. Dlatego wierzymy, że nasza drużyna zagra dobry turniej. To by pana zaskoczyło, prawda? (śmiech) - Niemców od zawsze postrzegano, a nawet bano się jako drużyny turniejowej. Ten stereotyp znów znajdzie swoje potwierdzenie w rzeczywistości, czy liczy Pan raczej na inne silne strony swojego zespołu? - Nie łamiemy sobie w ogóle głowy, czy Niemcy zaprezentują się niczym typowa drużyna turniejowa. Myślę, że drużyna dzięki dobremu startowi zyska pewność siebie. Życzymy sobie, żeby zespół zrozumiał, iż - niezależnie od tego, czy Jens Lehmann i Oliver Kahn liczą sobie po 36 lat, czy też Lukas Podolski ledwie 21 - mistrzostwa świata we własnym kraju nie zdarzą się już nigdy w karierze powołanych kadrowiczów. To ważne, by każdy z nich próbował "uchwycić" ten specjalny moment w ich życiu. Istotny jest sposób myślenia, a to określenie "drużyna turniejowa"... Cóż, byłoby miło odwrócić losy kilku spotkań w ostatniej minucie. (śmiech) - Dobra drużyna to wypadkowa wielu składowych - musi prezentować dobre przygotowanie taktyczne, dysponować równie dobrym pod względem fizycznym, "duch drużyny" powinien funkcjonować bez zarzutu. Jaka hierarchia ważności obowiązuje w niemieckiej kadrze? Czy może nie da się wyodrębnić kolejności, zaś wszelkie czynniki winny zostać odpowiednio dopasowane? - Jednoznacznie odpowiem, wszystko musi ze sobą współgrać. Zespół to bardzo kompleksowe puzzle i każdy z nich posiada niesamowitą wartość. Podczas pracy w Genewie każdy bez wyjątku piłkarz musi odczuwać, że najważniejszym czynnikiem jest sam zawodnik. Sam piłkarz musi mieć świadomość, że ze swoim stylem gry, swoimi umiejętnościami stanowi klucz. To piłkarz jest kluczem! Możemy uczynić wszystko, by zawodnika przygotować fizycznie, wzmocnić go psychicznie, wyuczyć schematów taktycznych, ale kiedy zaczyna się mecz, na murawie decyduje gracz. - Ostatnie dwa lata to zmasowana krytyka rzadkiego wprowadzania młodzieży do zawodowego futbolu ligowego w Niemczech, niedostatecznego wspierania rozwoju talentów w "dorosłej piłce". Proszę zatem odkryć tajemnicę tak dużej liczby młodych piłkarzy w kadrze. - Zawsze miałem baczenie na dużą grupę młodych zawodników, ponieważ od momentu wprowadzenia "Prawa Bosmana" stało się niemal niemożliwe skompletowanie "szesnastki" tylko z Bundesligi. Mimo tej trudnej sytuacji, musimy znaleźć rozwiązanie, by młodzi piłkarze mieli możliwość rozwoju. Wielu graczy pomiędzy 18 a 22 rokiem życia występuje w 2. Bundeslidze, ale powinniśmy w jakiś sposób pozwolić im na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pytałem znajomych brazylijskich i argentyńskich trenerów, jak im się udaje wykreować takie zastępy znakomitych piłkarzy. Odpowiedź brzmiała prosto - są głodni piłki, a my podtrzymujemy ten głód. W naszym społeczeństwie, niestety, trudno "namówić" 22-23 letniego zawodnika do wytężonego wysiłku, ponieważ już opływa w dobra materialne. Wiele osób ciągle poklepuje młodzieńców po plecach, a słabym mentalnie trudno skoncentrować się na sprawach istotnych. Jeżeli ktoś jednak ten głód posiada w genach, nawet pieniądze nie są w stanie zmienić jego podejścia do piłki. Doskonałym przykładem jest choćby Ronaldinho, który kocha grać. - Niektórzy selekcjonerzy ogłosili już - tak jak Pan - pierwszego bramkarza, inni poszli jeszcze dalej i odkryli karty również w środku obrony, licząc na lepsze zgranie tego tria w potyczkach kontrolnych. Czy zawodnicy poznali już te rozstrzygnięcia? - Dajemy sobie jeszcze czas w kontekście kształtu centrum defensywy. Gdy dowiemy się dokładnie, kiedy będziemy mieli do dyspozycji kontuzjowanych zawodników - Lahma i Metzeldera (już grał w meczach towarzyskich - dop. red.) - wówczas podejmiemy wiążące postanowienia. Nasz zamiar to utrzymanie żywej konkurencji pomiędzy zawodnikami, mając na każdą pozycję - jeśli to możliwe - po dwóch graczy. Jasne, wiemy - Ballack gra zawsze, Frings, Schneider, z przodu Klose i Podolski tworzą pierwszą parę. Szkielet zespołu znamy. Mamy wspaniały cel, choć trzeba przyznać, że będzie bardzo trudno dotrzeć do finału. W tym przypadku przeciwnik byłby nam obojętnyÉ (śmiech) - Proste pytanie - dlaczego Niemcy zamykają się przed publicznością? - Mówiąc wprost - chcemy mieć spokój. Owszem, mogę wpuścić pana, dziennikarza, bo mimo to jest spokojnie. Ale jeśli wpuścimy na trybuny 5 tysięcy kibiców, wtedy ucieka koncentracja. A koncentracja przy pracy jest najważniejsza. - Ale dziennikarze także nie mogą obserwować zajęć... - Nie wszystkie treningi są zamknięte. Codziennie przynajmniej raz dziennikarze mogą wejść na stadion i podglądać nasze zajęcia, aby choćby panu ułatwić pracę, pozwolić wykonywać rzetelnie swój zawód. Jednak nie wyobrażam sobie, żeby wpuścić 5 tysięcy fanów, którzy po każdym strzale Podolskiego głośno krzyczą i przeszkadzają w skupieniu zawodników. Jedyny powód tej decyzji to względy profesjonalnego podejścia do naszych działań, do jakości treningów. - Faworyci Jurgena Klinsmanna do zdobycia tytułu to? Na pewno Brazylijczycy. Indywidualna klasa każdego zawodnika to godne podziwu zjawisko. Bez wątpienia do faworytów trzeba zaliczyć także Argentynę, czy wiodące europejskie nacje - Francję, Anglię, Holandię, Włochy. Osobiście oczekuję z napięciem postawy Ukrainy, ponieważ to bardzo dobry zespół. "Czarnym koniem" mogą stać się Stany Zjednoczone. - A Hiszpania? - Analizując ewentualny występ tej drużyny, zawsze zasadne staje się pytanie, czy pokażą swoje niepoślednie umiejętności w czasie trwania turnieju. Rozmawiał w Genewie: Marcin Gabor/"Tylko Piłka"