Wicemistrzem w pchnięciu kulą został Tomasz Majewski, a brązowe trofea odebrali Adam Kszczot (800 m) i Przemysław Czerwiński (tyczka). Po zawodach powiedzieli: Marcin Lewandowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz, 800 m - złoto): - Zrobiłem to, co do mnie należało. Jestem w życiowej formie i udowodniłem to już w eliminacjach oraz półfinale. Wiedziałem, że bieg będzie prowadzony w wolnym tempie, dlatego sam zacząłem rozkręcać stawkę na 300 m przed metą, a ostateczne "depnięcie" nastąpiło 150 metrów później. W finale nie było żadnego przypadku. Adam Kszczot (RKS Łódź, 800 m - brąz): - Jestem ogromnie szczęśliwy. Wszystko ułożyło się dokładnie po mojej myśli. Bieg taktycznie został tak rozegrany, jak to ustaliliśmy wcześniej z trenerem, ale między mną a Marcinem nie było żadnej współpracy, mimo że mogło to wyglądać całkiem inaczej. Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa, pchnięcie kulą - srebro): - Nie spodziewałem się, że konkurs rozegra się w ten sposób, ale to jest moja wina. Cóż, czasami ma się w sporcie szczęście, a czasami pecha - tak jak ja dzisiaj i wtedy się przegrywa. Źle pchałem. Ten centymetr różnicy nie bolałby, gdyby wyniki były lepsze. Pretensje mogę mieć jedynie do siebie. Przemysław Czerwiński (MKL Szczecin, skok o tyczce - brąz): - Czternaście lat czekałem na sukces i w końcu się udało. Głęboko wierzyłem w to, że najwyższa forma przyjdzie właśnie na mistrzostwach Europy. Nie sztuką jest skakać wysoko na mityngach, trzeba umieć pokazać się także w najważniejszej imprezie sezonu. Karolina Tymińska (ZLKL Zielona Góra, siedmiobój): - Zrobiłam wszystko, co mogłam, o więcej było bardzo ciężko. Cieszę się, że wszystko skończyło się na piątym miejscu. Przez kontuzję więzadła strzałkowego straciłam kilka tygodni treningów, a przy takim poziomie trzeba być w najwyższej formie. Joanna Kocielnik (Orzeł Warszawa): - Na takich imprezach nie chodzi o rekord życiowy, ale o wejście do finału. Niedosyt więc pozostał. Przy okazji odnowiła mi się kontuzja ścięgna Achillesa, więc stoczyłam przede wszystkim walkę z bólem, a dopiero potem z rywalkami. Łukasz Michalski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz, skok o tyczce): - Nie jestem zadowolony. Stać mnie było na medal, bo czułem się dobrze przygotowany. Na wysokości 5,65 zaczęły łapać mnie jednak skurcze. Zaczęło się od łydek, a potem zaatakowało całe nogi. Nigdy w życiu jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem. Musiałem nawet wypić szklankę wody z solą, ale na niewiele się to zdało. Małgorzata Trybańska (KS Warszawianka, trójskok): - Nie wiem, co powiedzieć, bo forma na pewno jest. Dopiero po analizie będę wiedziała, co się stało. Z pewnością zawiódł rozbieg, nie był powtarzalny. Nie potrafiłam trafić w belkę. Po drugim skoku pojawiły się jeszcze dodatkowo nerwy. Jakub Giża (Stal Mielec, pchnięcie kulą): - Pozostał niedosyt. Wydaje mi się, że gdybym mocniej zaczął, np. od wyniku z ostatniej próby - 19,73, to konkurs mógł się całkiem inaczej w moim przypadku potoczyć. Często tak się jednak dzieje, że gdy bardzo chcę, to się spinam i usztywniam, a wtedy wychodzą takie felerne pchnięcia jak to pierwsze na 18,60. Szkoda, że "dwudziestka" nie pękła, ale z udziału w finale się cieszę. Z Barcelony - Marta Pietrewicz