W finale turnieju Amerykanki pokonały Chinki Wang Jie, Tian Jia 2:0 odnosząc 108 zwycięstwo z rzędu. Na igrzyskach w siedmiu meczach nie przegrały seta. Wygrywały bez względu na zmieniające się warunki atmosferyczne - w smogu, upale czy deszczu, który towarzyszył ostatnim pojedynkom w turnieju. "Ten deszcz nam pomógł. Na mokrym boisku czułyśmy się jak wojowniczki" - przyznała po meczu Walsh. "Turniej w Atenach nie wywołał w nas takich emocji jak tutaj w Pekinie. Tutaj dopiero dało się czuć prawdziwą presję. Było ciężko, głośno, ale udało nam się pokonać Chinki przed ich własną publicznością i to przy tej zwariowanej pogodzie" - dodała. May-Treanor i Walsh w Pekinie potwierdziły trwającą już kilka lat hegemonię. "W Atenach po ostatniej piłce, chciałyśmy powtórzyć sukces w następnych igrzyskach. Nikt tego jeszcze nie dokonał" - zdradziła May-Treanor. Chińczycy mieli i tak powody do zadowolenia. Obok srebra Wang Jie i Tian Jia, druga para gospodarzy Xue Chen i Zhang Xi dwie godziny wcześniej zdobyła brązowy medal, pierwszy dla Chin w siatkówce plażowej w igrzyskach. "Amerykanki były od nas silniejsze i bardziej doświadczone. Zrobiłyśmy co było w naszej mocy" - mówiła po meczu Tian Jia. Mimo, że spotkania finałowe rozgrywano przy rzęsiście padającym deszczu, trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca. 12 tysięcy kibiców, owiniętych w peleryny i schowanych pod parasolami miało się czym emocjonować. Szczególną uwagę przykuwały tancerki w bikini, które nie zważając na fatalną aurę, tańczyły w rytmie rockowej muzyki