Sastre w klasyfikacji generalnej wyprzedza swojego kolegę z zespołu Luksemburczyka Franka Schlecka (o 1.24), Austriaka Bernharda Kohla z Gerolsteinera (1.33) i Australijczyka Cadela Evansa z Silence Lotto (1.34). - Naprawdę nie wiem, czy wygram Tour de France - powiedział Hiszpan, po drugim etapowym triumfie w tym wyścigu w karierze. - Teraz najważniejsze jest, żeby odzyskać siły na sobotę - dodał. Wtedy odbędzie si 53-kilometrowa jazda indywidualna na czas, a w tej specjalności lepszy od Sastrego jest Evans. - O ataku zdecydowałem na początku podjazdu pod Alpe d'Huez. Pozwolenie na niego dostałem od Franka (wtedy lidera - przyp. red.). Kiedy ruszyłem myślałem tylko o jednym - zyskać jak najwięcej czasu nad moimi rywalami - mówił Hiszpan. - Frank i Andy poświęcili się dla mnie, ubezpieczając moją ucieczkę przez cały podjazd. Taktyka ustalana przed startem etapu była inna. Mieliśmy od początku jechać mocno, a pracę zacząć już na Col du Galibier (pierwsza premia górska na etapie - przyp. red.), jednak było zbyt wietrznie. Dlatego zaczęliśmy ją po Croix de la Fer. Frank, jego brat Andy i ja chcieliśmy przyjechać jak najbardziej świezi pod Alpe d'Huez" - zakończył. Ostatecznie Sastre wjechał na szczyt z przewagą 2.03 nad rodakiem Samuelem Sanchezem z Euskaltelu i Andym Schleckiem, największą na szczycie słynnej góry w historii imprezy. W 1994 roku Roberto Conti miał 2.02 przewagi nad Hernanem Buenahorą.