W 1963 roku we Wrocławiu Polacy grali jak z nut. Nasi koszykarze wywalczyli srebrne medale, ustępując miejsca na podium jedynie ZSRR, potędze światowego basketu w tamtym okresie.To najcenniejsza zdobycz biało-czerwonych w historii występów w mistrzostwach Europy. Medalowe łowy Polaków uzupełniają trzy brązowe krążki wywalczone w latach 1939, 1965, 1967. Piąty medal byłby spełnieniem marzeń zawodników, kibiców i działaczy, ale o powtórzenie sukcesów sprzed ponad 40 lat będzie niezwykle trudno. Polska koszykówka przez lata znajdowała się w olbrzymim kryzysie, spowodowanym m.in. nieograniczonym zalewem do rodzimej ligi graczy zagranicznych, którzy zabrali miejsce młodym Polakom. To odbiło się na postawie reprezentacji, która dopiero przed rokiem, i to na plecach 37-letniego wówczas Adama Wójcika i cztery lata młodszego Andrzeja Pluty, awansowała na pierwsze od 1997 roku mistrzostwa Europy. W Hiszpanii nasi koszykarze co prawda nie wyszli z grupy, ale sama obecność biało-czerwonych na turnieju pokazała światu i rodakom, że rodzima koszykówka nie umarła śmiercią naturalną. W przyszłym roku wyjście z grupy będzie absolutnym minimum, stawianym przed ekipą trenera Muli Katzurina. Los przydzielił naszych koszykarzy do grupy D, w której znalazły się również reprezentacje Litwy, Turcji i Bułgarii. Do kolejnej fazy rozgrywek awans wywalczą trzy najlepsze drużyny z każdej z grup. O ile Litwa (mistrzowie Europy z 2003 roku i aktualni brązowi medaliści, a także czwarty zespół olimpiady w Pekinie) i Turcja (wicemistrzowie Europy z 2001 roku) - przynajmniej na papierze (w przypadku Turcji, bo Litwa to istny kolos basketu) - są drużynami z innej koszykarskiej półki, o tyle dla Bułgarii sam przyjazd do Polski we wrześniu 2009 roku będzie olbrzymim sukcesem. Polacy w lipcu rozegrali dwa towarzyskie spotkania z Bułgarią. Pierwsze starcie przegrali 66:75, w drugim rozbili rywali w drobny mak, wygrywając 92:61. Naszą ekipę stać na powtórzenie tego wyniku, zwłaszcza, jeśli dopisze...frekwencja. - Kiedy jesteśmy w komplecie, możemy być groźni dla każdego - przekonuje Adam Wójcik. W miniony weekend gotowość do gry na ME zgłosił czołowy zawodnik Chimki Moskwa, Maciej Lampe, a turnieju nie zamierza opuścić także nasz jedynak z NBA Marcin Gortat (Orlando Magic). Niedawno na łamach prasy sparingpartner Dwighta Howarda przyznał, że liczy na bardzo dobry występ kadry i awans co najmniej do najlepszej czwórki mistrzostw. Brzmi jak science-fiction? Być może. Ale Gortat jest przekonany, że Polskę stać na powrót do europejskiej elity. - Mamy zawodników, którzy prezentują solidny poziom europejski. Filip Dylewicz regularnie gra w Eurolidze, Szymon Szewczyk gra w bardzo silnej lidze rosyjskiej, Maciek Lampe jest jednym z najlepszych zawodników w Europie. Michał Ignerski jest w czołówce niskich skrzydłowych na kontynencie i ponoć budzi zainteresowanie wielu trenerów - wyliczał na łamach "Gazety Wyborczej". Niewykluczone, że reprezentację wzmocni także David Logan, który rozmawiał z prezesem Polskiego Zwiazku Koszykówki, Romanem Ludwiczukiem o możliwości przyjęcia polskiego obywatelstwa. - To byłby dla mnie zaszczyt, gdybym mógł grać dla Polski. Występuję w PLK już od kilku sezonów i mógłbym pomóc waszej reprezentacji. Wiem, że przyznanie obywatelstwa to skomplikowany i niełatwy proces, ale chciałbym przynajmniej spróbować je otrzymać - przyznał utalentowany obrońca rodem z Chicago. Zatem, jak mówi Gortat, półfinał dla Polski? Dlaczego nie, chociaż nas, po latach przeciętności, w pełni zadowoli profesjonalnie zorganizowany turniej i czołowa ósemka dla zespołu trenera Katzurina.