Pamiętam polskie skoki sprzed ery Małysza: połamane ławki pod Wielką Krokwią, konkursy Pucharu Świata oglądane przez garstkę zapaleńców - w dwóch dosadnych słowach: bieda i egzotyka. Dziesięć lat temu nastał jednak czas "Wielkiego Wybuchu", kiedy w niewiarygodnym stylu Polak triumfował w 49. Turnieju Czterech Skoczni. Od tamtej pory jego sportowe konto zasiliły cztery złote medale mistrzostw świata, cztery Kryształowe Kule i cztery medale igrzysk. Małysz zrobił dużo dla siebie, ale swojej dyscyplinie oddał znacznie większe usługi. Skoki na nartach pobiły w Polsce rekordy popularności. Powstały skocznie w Szczyrku i Wiśle, Wielka Krokiew po przebudowie jest obiektem z innej bajki. Puchar Świata w Zakopanem osiągnął status imprezy kultowej. Zyskał Małysz, zyskały polskie skoki, i koledzy Małysza - reprezentacja Polski ćwiczy dziś w warunkach wszechobecnego komfortu, choć od strony sportowej wielu z tych zawodników nie wykonało nawet małego kroku do przodu. Nazywany "następcą Małysza" Klimek Murańka podpisał kontrakty sponsorskie zanim skończył 13 lat. Bez "Wielkiego Wybuchu" sprzed dekady, to wszystko byłoby niemożliwe. Właściwie od samego początku skoczek z Wisły podzielił Polaków na tych, którzy go podziwiali, ale także tych, których małyszomania męczyła (sam Małysz się do nich zaliczał). Ludzie wybrzydzali, że skoki są powtarzalne, nudne, a wyniki zbyt często wypacza wiatr. Poza tym to specyficzna dyscyplina, której nie da się uprawiać rekreacyjnie. Nie można przypiąć nart pod domem i pofrunąć choćby ze 25 metrów, bez narażenia życia. W ostatnich dziesięciu latach Małysz miał chwile wzlotów, ale też kryzysu - wielu z nas miało wtedy wątpliwości, czy to dobrze, że on jeszcze w ogóle skacze. Mistrz z Wisły dał odpowiedź na igrzyskach w Vancouver. Od tej chwili nie ma już nikomu nic do udowodnienia. Wydaje mi się jednak, że w mediach i wśród kibiców wciąż wyczuwa się "zmęczenie" tematem. Jednym się on przejadł, innych irytuje, trzecich najnormalniej w świecie nudzi, bo ile można się zachwycać? Bez względu na opcję, do której każdy z nas chce się zaliczać - mamy do czynienia z niepowtarzalnym zjawiskiem. Małysz to kandydat na sportowca wszech czasów w Polsce, przeżywać to wszystko razem z nim, jest wielkim przywilejem dla kibica. Kariera skoczka z Wisły zbliża się do końca - może potrwa do mistrzostw świata w Oslo, może rok dłużej, lub nawet dwa. Kiedy wielki mistrz zakończy skakanie zatęsknią za nim nawet ci, którzy dziś mają dość. Zanim więc Małysz odejdzie ze skoczni, spieszmy się go podziwiać. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu!