2 grudnia 2005 roku był z pozoru normalnym dniem w "La Masia". Na treningu, bez kontaktu z rywalem Xavi Hernandez zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, gdy podczas biegu stopa zakleszczyła się w mokrej trawie. Kariera 26-letniego pomocnika stanęła pod znakiem zapytania, 24 godziny później przeszedł operację. Do gry wrócił już 27 kwietnia i w finale Champions League na Saint Dennis w Paryżu mógł usiąść na ławce rezerwowych oglądając jak kumple z Barcelony odwracają losy meczu z Arsenalem. Przy Zizou był nieporadnym kurduplem Kilka tygodni później Xavi pojechał jeszcze na mundial do Niemiec, by tradycyjnie, w 1/8 finału przeżyć kolejną porażkę Hiszpanii (1-3 z Francją). Kim był wtedy wobec Zinedine'a Zidane'a? Nieporadnym kurduplem bez dryblingu i strzału z dystansu, który zdobywa gola raz na 25 spotkań. Dla rozgrywającego Barcelony była to trzecia klęska w wielkim turnieju - moment bolesny, ale przełomowy, kiedy obiecał sobie zacząć sportowe życie od nowa. Xavi przyznaje, że dokładność jest jego obsesją, każde kopnięcie, po którym piłkę przejmuje rywal wyprowadza go z równowagi sprawiając wręcz ból fizyczny. Jego dewiza jest prosta: "Popatrz, i wybierz najlepszy wariant, zanim jeszcze przyjmiesz piłkę". Aż 89 procent celnych podań! "Komputer" - to jeden z licznych przydomków Xaviego najściślej związany z jego sposobem gry. Kiedy podczas Euro 2008 prowadził Hiszpanię do złotego medalu osiągnął 89-procentową celność podań. Wykonał ich 254, a wśród nich to, po którym Fernando Torres zdobył zwycięskiego gola w finale z Niemcami. Wkrótce potem Andy Roxburgh ogłosił, że UEFA wybrała go na gracza nr 1 turnieju w Austrii i Szwajcarii. Xavi ma też inny przydomek "Humphrey Bogart" - odnoszący się do jego wyglądu. W wątłym ciele (170 cm) drzemie niespotykana siła. Nie chodzi przy tym wyłącznie o siłę mentalną pozwalającą zachować skupienie przez 90 minut. Gdy przeanalizuje się statystyki Barcelony i Hiszpanii Xavi jest tym, który najwięcej biega. Od fatalnej kontuzji kolana do dziś przebiegał 287 meczów mając zaledwie sześć drobnych urazów. Wykluczyły go one z gry w sumie na siedem tygodni! W cztery lata opuścił tylko jeden mecz w Lidze Mistrzów Jego średnie dane z ostatnich czterech pełnych sezonów to: 5,375 meczu w miesiącu, 64,5 w roku, 22 tys. minut w grze i zawsze w centrum wydarzeń. Barca rozegrała w tym czasie 152 spotkania ligowe, Xavi wystąpił w 139 zachowując przy tym regularność szwajcarskiego zegarka (35, 35, 35 i 34). W Lidze Mistrzów z 43 meczów opuścił jedno spotkanie, marcowy rewanż ze Stuttgartem w 1/8 finału. Zgrał też w 22 meczach Pucharu Króla, czterech w Superpucharze Hiszpanii, dwóch w Superpucharze Europy, czterech w mistrzostwach świata klubów i 45 z 49 meczów reprezentacji. W sumie 259 gier w 48 miesięcy. Z bólem się oswoił, często wychodził z nim na boisko. Pod koniec ubiegłego sezonu cała Hiszpania była oburzona na Pepa Guardiolę, że przed mundialem w RPA ryzykuje zdrowiem lidera kadry narodowej. Barcelona biła się o tytuł z Realem do ostatniej kolejki i Xavi musiał grać choćby na jednej nodze. Miał poważne kłopoty z mięśniem, co groziło zerwaniem i wielomiesięczną przerwą. Selekcjoner Vicente del Bosque "zrewanżował" się Guardioli tuż po wygranym mundialu, kiedy zabrał Xaviego na towarzyski mecz do Meksyku prosto z wakacji. Rozgrywający Barcy wyszedł na Estadio Azteca bez jednego normalnego treningu i genialnym podaniem do Davida Silvy uratował remis mistrzom świata. Del Bosque nie odpuścił Xaviemu także podróży na inne towarzyskie spotkanie do Argentyny, gdzie posłał go na boisko, gdy Hiszpania przegrywała 0-3. Achillesy jak balony, gra na Euro niekończącym się orgazmem Już na początku sezonu powstało zagrożenie ciężkiej kontuzji. Piłkarz czuł przeszywający ból w obu nogach. Po meczu w Kazaniu w Champions League sam zadzwonił do del Bosque, by powiedzieć, że już nie da rady. "Jego Achillesy wyglądały jak balony, był o krok od ich zerwania i pożegnania się z całym sezonem" - opowiadał ojciec Xaviego. Opamiętanie przyszło w porę, choć kiedy selekcjoner nie powołał gracza Barcy na mecze eliminacji Euro 2012 z Litwą i Szkocją, Guardiola wciąż wahał się, czy nie posłać go do gry przeciw Mallorce. W końcu jednak dał za wygraną, bez lidera drużyna straciła punkty na Camp Nou. W jakimś stopniu Xavi sam jest sobie winien, bo odpoczywać nie potrafi. Rotacje w składzie go nie interesują, jest pazerny na grę bardziej niż 23-letni Leo Messi. "Gra na Euro 2008 była dla mnie niekończącym się orgazmem" - powiedział kiedyś nieopacznie. Dziennikarze dotąd nie dawali mu spokoju, aż w końcu wyjaśnił, że miał na myśli wyłącznie doznania boiskowe. Potem były niekończące się emocje w Barcelonie, która w latach 2008-2010 zdobyła 8 trofeów na 10 możliwych, a na deser mistrzostwa świata w RPA, gdzie Xavi i cały hiszpański futbol wyleczyli się ostatecznie z kompleksów. Matka zagroziła ojcu rozwodem, gdy wysyłał syna do Milanu Na początku swojej drogi chciał być napastnikiem. Myślał, że jest szybki, ale gdy w wieku 11 lat trafił do szkółki "La Masia" wszyscy trenujący tam chłopcy okazali się szybsi od niego. Musiał pogodzić się z rolą rozgrywającego, której w Barcelonie nadawano zaskakująco wysoką rangę. Wspomina, że Carlos Rexach odwracał się czasem tyłem do boiska, by później chwalić ich lub ganić. "Trenerze, przecież Pan tego w ogóle nie widział" - dziwił się Xavi. Rexach odpowiadał, że wie jak przebiegała gra, bo wsłuchiwał się w odgłosy piłki. Najgorszym momentem w karierze, był dzień, w którym Louis van Gaal odesłał go do rezerw. Uważa jednak Holendra za niezrównanego nauczyciela, choć w Katalonii jest źle wspominany z powodu aroganckiej powierzchowności. Za najlepszy wybór w karierze uznaje odrzucenie oferty AC Milan. Ojciec uważał, że powinien wyjechać do Włoch, matka zagroziła rozwodem, jeśli będzie nalegał. To dzięki jej determinacji został symbolem Barcelony. Nie cierpi Raula i Casillasa Dziś w Hiszpanii ma status dobra narodowego. Jest niemal kimś takim jak Mardona w Argentynie, albo we Francji Zidane'a. Sam nie ośmiela się do nich porównywać - to idole, tak jak Pep Guardiola, którego miał tylko nieporadnie zastąpić w Barcelonie, a którego piłkarsko dawno przerósł. W ogóle pozycja, jaką mają współczesne gwiazdy futbolu wydaje się Xaviemu mocno przesadzona. Jakby chciał powiedzieć kibicom: Wzorujcie się na nas, ale wyłącznie podczas kopania piłki". Chce grać do 36 lat. Czy sposobem na sportową długowieczność jest abstynencja? "Nie piję, kiedy nie wolno, ale czasem dobra libacja po zwycięstwie jest sposobem na stres" - powiedział. Rywali, których nie cierpi to Raul i Casillas, "bo są za dobrzy". Na najwyższy poziom wznosi się u boku duchowego bliźniaka Andresa Iniesty, choć za idealnych partnerów uważa Rafę Marquez i Xabiego Alonso. "Złotą Piłkę" dałby Leo Messiemu. O sobie mówić nie lubi. "Od 10 lat gram tak samo, zapytajcie w mediach, dlaczego głośno jest o mnie teraz" - apeluje. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1959326">Dyskutuj na blogu Dariusza Wołowskiego</a>