Zadowolić Pepa Guardiolę coraz trudniej. Po zwycięstwie 5:2 z Atletico Madryt był na swoich piłkarzy zdecydowanie zły. Podkreślał, że choć drużyna stworzyła osiem okazji na gola, sześć razy pozwoliła, by stworzył je rywal. Na dodatek nie kontrolowała gry, co jest w klubie z Katalonii łamaniem zasad. Można przegrać, ale nie wypada tracić panowania nad porażką. Drobna złośliwość zawarta w ostatnim zdaniu nie znajduje ostatnio żadnego uzasadnienia. Guardiola, jako trener nie przegrał jeszcze ważnego meczu. W nieco ponad 12 miesięcy wywalczył pięć trofeów i sam jest chyba przerażony. Oczywiste jest przecież, że nie można wygrywać bez końca. Dlatego wciąż trzeba drążyć, szukać, zastrzegać się i krytykować, bo choć drużyna oddała tylko dwa pkt w tym sezonie (na San Siro), to przecież o dwa za dużo. Po meczu w Lidze Mistrzów z Interem doszło do sytuacji kuriozalnej: Jose Mourinho był zadowolony z piłkarzy, którzy jakieś 80 minut gry na swoim stadionie murowali bramkę, Guardiola był za to niepocieszony, choć Barca dominowała prawie nieustannie. A jeśli Pep był zły na piłkarzy po meczu z Atletico, to co powinien powiedzieć biedny Abel Resino? Sprawa jest w zasadzie oczywista. Drużyny Guardioli nie porównuje się z Interem, który w Lidze Mistrzów nie znaczy nic, czy z Atletico, które w trzech kolejkach Primera Division zdobyło punkt. Barcę zestawia się z wzorcem, który stanowi ona sama z najlepszych fragmentów minionego sezonu. Dlatego chwalić tej drużyny zwyczajnie nie wypada. Do tego wniosku doszedł także sam Johann Cruyff mówiąc, że w tym sezonie zespół budzi w nim znacznie więcej obaw i wątpliwości. Ta sama reguła stosuje się do Realu Madryt, który zdobywa średnio cztery bramki na mecz. Ale, według wszystkich, gra słabo. Ronaldo w czterech meczach zdobył sześć goli, ale wciąż daremnie poszukuje formy. I tu wyjaśnienie wydaje się oczywiste. Jeśli wydało się na transfery ćwierć miliarda, jeśli ma się w składzie Ronaldo, Kakę, Xabiego i Benzemę to przecież nie po to, by męczyć się z Deportivo, albo Xerez. One na Bernabeu powinny zostać rozjechane walcem. Real spisuje się źle, sami piłkarze to przyznają prosząc o cierpliwość konieczną im do poznania się i zgrania. "Mamy potencjał, by grać naprawdę dobrze" - tłumaczy siebie i kolegów Raul Albiol, a Jorge Valdano rozprawiał niedawno o niepokojach i rozterkach, które rozpraszają Ronaldo. Czasem wydaje mi się, że niezadowoleni (w tym ja oczywiście) opisują raczej swój stan ducha, niż to, co obiektywnie dzieje się na boisku. Jeśli obie drużyny mając tyle kłopotów wygrywają, to co będzie, jeśli rzeczywiście zaczną grać dobrze? Cały sezon sprowadzi się do dwóch Gran Derbi i finału Champions League na Santiago Bernabeu? Cztery pasjonujące mecze w sezonie, dodając do tego finał Pucharu Króla, to jednak bardzo mało. Trzeba więc trzymać kciuki, żeby wchodzące w sezon kolosy jak najdłużej robiły to z tak wielkim trudem. ZOBACZ TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO