Zwycięstwo nad Manchesterem Guardiola dedykował Paolo Maldiniemu - włoskiej legendzie, którą w dniu, gdy żegnała się z San Siro wygwizdały jakieś kompletne dziwolągi. 41-letni obrońca Milanu to jedna z największych postaci Pucharu Europy. Zdobywał go pięć razy, ocierając się o rekord rekordów Paco Gento z Realu Madryt (6). Upłynie pewnie sto lat zanim ktoś mu dorówna... Guardiola nie mówił tego wprost, ale czuł, że Rzym, w którym grał jako piłkarz przyniósł mu wczoraj szczęście. Chciał też podziękować Włochom za wsparcie, bo w obliczu dominacji klubów Premier League fani z Italii trzymali kciuki za jego drużynę. Gdyby wygrał Manchester nikt nie podważyłby już teorii, że wszystkie najlepsze kluby świata grają w jednej lidze. Manchester, Chelsea, Arsenal i Liverpool dominowały w półfinałach Champions League w dwóch ostatnich latach, 12 miesięcy temu Barca była dla nich tylko bladym tłem. Teraz była okazja do rehabilitacji za siebie i resztę świata. Kluby Premier League są najlepiej zarządzane i najbogatsze, na Wyspach grają wspaniali piłkarze, pracują wielcy trenerzy, co ściąga do ligi angielskiej krezusów różnej maści (jak Abramowicz, albo szejk Al Bin Zayed). Świat piłki czuje, że ten proces będzie się pogłębiał, co może doprowadzić do tego, że Premier League stanie się Champions League. Kluby francuskie zawsze były w tyle, ostatnio coraz dalej zostają niemieckie, a nawet włoskie i hiszpańskie mają gigantyczne kłopoty, by rywalizować z Anglikami. Na ludziach z Wysp nie zrobiło wrażenia zwycięstwo Barcy nad Bayernem w ćwierćfinale (4:0), cała Europa powtarzała za Anglikami, że ostatecznym egzaminem dla podziwianego za styl zespołu Guardioli będzie rywal z Premiership. Półfinałowy triumf nad Chelsea był bardzo dyskusyjny, dlatego dopiero finał w Rzymie mógł dać odpowiedź czy to już przepaść dzieli resztę świata od Anglii. Zespół Guardioli spotkał się z drużyną, która w ostatnich latach robiła na Wyspach co chciała. To przez Manchester Liverpool czeka na tytuł 19 lat, dominacja Chelsea trwała zaledwie dwa sezony, a "Kanonierzy" Arsene'a Wengera wciąż uważani są za chłopaczków. Manchester to w futbolu z Wysp wszystko, co najlepsze: fantazja, odwaga, siła. I ten właśnie Manchester Barca rozłożyła wczoraj na czynniki pierwsze: wobec Xaviego, Iniesty i Messiego Vidić i Ferdinand mogli sprawdzić ile brakuje im do pary stoperów idealnych. Symbolem futbolu z Wysp jest Cristiano Ronaldo - szybki, silny jak tur, pewny siebie, kopiący piłkę z mocą czołgu, ale też nienaganny technicznie. Symbolem Barcy jest Messi: malutki, cichy, ale genialny. Wczoraj, w meczu meczów mięśnie Messiemu wytrzymały, a inteligencja nie zawiodła. Ronaldo, właściciel Złotej Piłki przegrał ten pojedynek na wszystkich frontach. O Barcy mówiło się, że nie jest kochana ze względu na swoje zwycięstwa, ale mimo swoich porażek. Klęski w finałach z 1961, 1986, 1994 r. mocno tkwią w katalońskich głowach. Wczoraj nie było dalszego ciągu. Messi, Xavi i Iniesta podarowali niezapomniane chwile swoim fanom, piłkarskiej reszcie świata przywracając nadzieję. ZOBACZ TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO! ZOBACZ TAKŻE: FC Barcelona prezentowała futbol nie z tej ziemi i wygrała Ligę Mistrzów! Wołowski: Umarł król, niech żyje król! Eto'o: Bóg wrócił mi skuteczność! Wołowski: Kto uszczęśliwił Barcę?