"Jeszcze raz dokonaliście czegoś historycznego" - powiedział Pep Guardiola swoim piłkarzom po powrocie z Mediolanu. Barcelona zwyciężyła 3-2 na San Siro w Champions League, co jednak nie zmieniło faktu, że ostatnio bardzo się męczy w meczach wyjazdowych. Wczoraj na Coliseum Alfonso Perez nastąpiła pierwsza porażka w sezonie. Można się upierać, że w jakimś stopniu nieszczęśliwa: w końcówce Leo Messi trafił piłką w słupek, a chwilę wcześniej arbiter niesłusznie anulował mu gola po podaniu Keity nie zauważając, iż będący na spalonym Malijczyk dostał piłkę od przeciwnika. Jedną porażkę można by nazwać przypadkową, ale w tym sezonie Primera Division Barca zostawiła na wyjazdach aż 9 z 18 pkt możliwych do zdobycia. Do Realu traci już 6 pkt, co nie zdarzyło się od końca rozgrywek w 2008 roku. Trudno dziś wyobrazić sobie, by taka maszyna, jak ta Jose Mourinho dała sobie odebrać podobną przewagę. "Królewscy" zbyt długo czekali na okazję do dopadnięcia Katalończyków, by zmarnować taką szansę. Guardiola przypomina co prawda, że do końca pozostało 25 meczów, ale Real jest już naprawdę daleko z przodu. "To nie była przysługa dla Królewskich, ale dla nas samych" - powiedział strzelec zwycięskiego gola dla Getafe Juan Valera, poprzednio piłkarz stołecznego Atletico. Porażka w Madycie sprawia, że póki co Barca musi się martwić o drugie miejsce w tabeli, Valencia zbliżyła się do niej na 1 pkt. "Trzeba zminimalizować pomyłki" - mówi o planach na kolejne mecze trener Barcelony. Jego zespół traci połowę potencjału na wyjazdach - Messi zdobył w tym sezonie Primera Division zaledwie jednego gola poza Camp Nou. Cała drużyna zapadła zresztą na podobną chorobę: u siebie różnica bramek Barcy jest imponująca 30-0, na obcych boiskach tylko 8-7. Wydaje się niemal pewne, że po Gran Derbi 10 grudnia Real będzie oglądał Katalończyków w lusterku wstecznym. A gdyby dystans wzrósł do 9 pkt, batalia o czwarte z kolei mistrzostwo stałaby się raczej przegrana już po pierwszej rundzie. Wczoraj z kłopotami, ale jednak "Królewscy" tradycyjnie pokonali Atletico. Goście prowadzili 1-0, ale potem bramkarz Courtois sfaulował w polu karnym Karima Benzemę i dostał czerwoną kartkę. Jedenastkę wykorzystał Ronaldo, drugą bramkę zdobył najlepszy na boisku Angel di Maria w 48. min. Gracze Atletico wściekali się na arbitra. "Trudno jest grać w dziesięciu, przeciw czternastu" - stwierdził Alvaro Dominguez. Trener Gregorio Manzano dodał, że sędziowie zawsze pomagają Realowi w kluczowych momentach spotkania. Nie zgadzał się z czerwoną kartką dla bramkarza. Atletico kończyło mecz w dziewiątkę, w końcówce z boiska wyleciał Diego Godin. Gospodarze bardzo narzekali na brutalność gości. "Jeśli drużyna nie gra dobrze, bierze się za faulowanie przeciwnika" - powiedział di Maria. Zupełnie to samo, co twierdzili gracze Barcelony po kilku ostatnich spotkaniach z Realem. Futbol to jednak gra bezwzględna dla pokonanych. Zawsze rację mają zwycięzcy. Wczoraj zwycięzcami byli "Królewscy". Gracze Barcelony i Atletico wrócili do domów na tarczy. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu