"Lampard jest legendą" - taki napis skreślony odręcznie pojawił się na trybunach Stamford Bridge, kiedy w 73. min meczu Chelsea - Manchester City Frank zmieniał Raula Meirelesa. Wyglądało to nawet na wyrzut kibica wobec Andre Villasa-Boasa, że tak upokarza gracza, który jest symbolem klubu od 10 lat. Lampard miał jednak wielką rolę do odegrania. Jego strzał z rzutu karnego w 82. min dał Chelsea kluczowe zwycięstwo przesuwające ją w tabeli z piątego miejsca na trzecie. Gdyby drużyna ze Stamford przegrała, jej strata do liderów z City wzrosłaby do 13 pkt, czyli była jak ocean. Zwycięstwo Chelsea w tym spotkaniu to była wielka sprawa dla całej ligi zdominowanej przez klub z Etihad Stadium, który w 14 meczach stracił 4 pkt, a wicelidera ograł w derbach na Old Trafford 6-1. Od wczoraj w Premier League znów wszystko jest możliwe, a właśnie z tej zaciętości i wyrównanej stawki liga angielska jest tak dumna. Żeby podkreślić zimną krew i skalę dokonania Lamparda, wystarczy wspomnieć, co kilka minut wcześniej, w Rzymie spotkało innego legendarnego gracza. W 2007 roku Francesco Totti zdobył "Złoty But" za 26 goli w Serie A. 5 lat w futbolu to jednak epoka. Po zmianie trenera latem na Hiszpana Luisa Enrique pozycja "Księcia Rzymu" jest jeszcze trudniejsza niż Lamparda w Chelsea. Wczoraj w szlagierze z Juventusem Totti miał okazję zdobyć dla Romy pierwszą bramkę w sezonie. Jego strzał z karnego obronił Gianluigi Buffon, z którym sześć lat temu zdobywali tytuł mistrzów świata. W ten sposób "Juve" wciąż jest niepokonane stając się w wielkich ligach Europy rodzynkiem. W tym sezonie przegrał już Real Madryt (z Levante i Barceloną), Barcelona (z Getafe), Bayern Monachium, który z punktu widzenia logiki ekonomicznej nie powinien mieć w Bundeslidze rywali, a poległ aż cztery razy. W Ligue 1 najmniej porażek ma broniące tytułu Lille (jedną), w Premier League City było ostatnim z niepokonanych. Wydawało się, że nawet na Stamford Bridge utrzyma swoją serię. Bramkę na 1-0 zdobył Mario Balotelli, potem nastąpił jednak wyjątkowo nieszczęśliwy zbieg okoliczności: sędzia nie zauważył karnego po faulu na Silvie, czerwoną kartkę dostał Gael Clichy, a strzelający na bramkę Daniel Sturridge trafił piłką w rękę Joleona Lescotta. Nie znaczy to oczywiście, że Chelsea nie zasłużyła na zwycięstwo. Oczywiście serie meczów nieprzegranych mają wymiar czysto symboliczny. Remisując w Rzymie Juventus został doścignięty przez Udinese, a Milan i Lazio wyprzedza zaledwie o dwa punkty. Dla fanów 27-krotnego mistrza Włoch liczy się tylko odzyskanie tytułu po 9 latach. Byłaby to niezwykła sprawa dla Alessandro del Piero i Gianluigi Buffona, którzy nie opuścili klubu po degradacji za aferę calciopoli i wytrwali w nim aż do dziś, kiedy w Turynie znów rodzi się drużyna europejskiej klasy. A może stanie się to, co z Milanem? Zdegradowany po aferze tottonero w 1980 roku wrócił do elity zdobywając więcej niż kiedykolwiek?