Pajac, prowokator, nieodpowiedzialny gówniarz - Włosi widzą to coraz jaśniej. Wykopywać rasizm ze stadionów oczywiście by chcieli, byle wykopać z niego także tego czarnego nastolatka z Mediolanu. Balotelli narobił sobie tylu wrogów, że obrażanie go stanie się wkrótce bezkarne. Po ostatnich zajściach na stadionie Chievo, to on zapłaci 7 tys euro grzywny, bo "ironicznym klaskaniem prowokował publiczność w Weronie". W środę nastolatek zdobył zwycięskiego gola w meczu z Chievo, w którym cały czas był obrażany i wyzywany, a gdy dochodził do piłki rozlegało się: "buuuuu". W 88. min Jose Mourinho zdjął go wreszcie z boiska, trybuny przyjęły to przeraźliwymi gwizdami. "Publiczność w Weronie napawa mnie obrzydzeniem" - powiedział stacji Sky. Cierpliwość stracił nawet Mourinho, który stwierdził, że jego piłkarz, zanim coś powie, powinien się dobrze wyspać. Prezes Chievo Luca Campedelli wyjaśniał, że "problemem nie jest kolor skóry piłkarza, ale jego prowokacyjne zachowanie, którym podburza publiczność". Burmistrza Werony Flavio Tosiego na meczu nawet nie było, ale i tak wie swoje. "Balotelli jest szczeniakiem i prowokatorem. Nigdy nie będzie prawdziwym mistrzem. Profesjonalny piłkarz musi nauczyć się znosić gwizdy i wyzwiska" - powiedział. Ukarany za rasizm został za to Inter, bo jego fani wyzywali Luciano, czarnoskórego gracza Chievo. Dlaczego Luciano obrażać nie można, a Balotellego można? Wydający werdykt trybunał sportowy uznał, że zaczepki w stosunku do gracza Interu nie były rasistowskie. Sprawa nie jest taka prosta. Bo też zachowania 19-latka są trudne do zaakceptowania. I to nie jakieś tam "ironiczne klaskanie", ale brutalne, celowe faule, buta w stosunku do rywali, lekceważenie wobec partnerów. Po tym, co stało się w Weronie, Mourinho zareagowałby z pewnością inaczej. Przecież słynie z tego, że w każdych okolicznościach stara się być tarczą dla swoich graczy. Ale lekceważący jego i pracę Balotelli mocno zalazł mu za skórę. "The Special One" okazuje się za mało specjalny, by okiełznać dziki charakter. Balotelli to w Serie A przypadek szczególny. Urodził się 12 sierpnia 1990 roku w Palermo, jako dziecko Thomasa i Rose Barwuah, emigrantów z Ghany. Kiedy miał dwa lata i poważnie się rozchorował, rodzice podrzucili go do szpitala. W 1993 roku trybunał w Bresci zatwierdził adopcję Mario do rodziny Balotellich, mieszkającej w Concecio, malutkiej miejscowości niedaleko Bresci. Biologiczni rodzice ujawnili się dopiero wtedy, gdy Mario stał się znanym piłkarzem. Chłopak nie był już w stanie uwierzyć, że cokolwiek dla nich znaczy. Czy to wyjaśnia, trudny charakter nastolatka? To nie jest oczywiście tak, że nikt nigdy nie brał go w obronę. Niedawno przed meczem z Juventusem prezes Interu Massimo Moratti powiedział, że jeśli jeszcze raz powtórzą się rasistowskie okrzyki wobec jego zawodnika, Inter do Turynu więcej nie pojedzie. A kapitan Javier Zanetti dodał, że gdyby rasiści znów zaatakowali kolegę, sprowadzi drużynę z boiska. Skandal wywołany podczas poprzedniego meczu w Turynie, włącznie z przyśpiewkami o tym, że czarni Włosi nie istnieją, wstrząsnął Italią. Tylko, że sam Mario źle czuje się w roli ofiary i z ochotą w jednej chwili zmienia się w agresora. Wydaje się, że dobrym wyjściem byłby wyjazd z kraju. Balotelli miał już ku temu znakomitą okazję. Odkąd pierwszy raz kopnął piłkę nie było człowieka, którego jego talent nie powaliłby na kolana. Gdy miał 15 lat pobił wszystkie rekordy strzeleckie w klubie Lumezzane, w którym awansowano go natychmiast do pierwszej drużyny, by zadebiutował w ligowym meczu z Padovą. Wtedy zainteresowały się nim nie tylko Fiorentina, ale takie potęgi jak Barcelona i Manchester United. Mario wolał jednak zostać we Włoszech, w swoim klubie z Serie C1, zdanie zmienił dopiero trzy lata temu, gdy podpisał kontrakt z Interem. Tym, którzy pomyślą, że to klub jego marzeń, spieszę donieść, iż niedawno publicznie przyznał się do kibicowania AC Milan. Lojalność nie jest mu jednak zupełnie obca. Zgodnie z włoskim prawem, na obywatelstwo musiał czekać do chwili ukończenia 18 lat, nie mogąc grać w reprezentacjach Italii do lat 15 i 17. W sierpniu 2007, na pięć dni przed 17. urodzinami Balotellego, zadzwonił do niego Claude Le Roy, by zaproponować grę w pierwszej reprezentacji Ghany (w towarzyskim meczu z Senegalem). Nastolatek odmówił, koszulkę reprezentacji założył dopiero rok później, gdy zagrał dla kadry Italii U21. A może nastolatek lubi rozgłos i rolę enfante terrible włoskiej piłki, w którą tak uparcie się wciela? Przeczą temu jego słowa. "Puszczam uwagi na mój temat mimo uszu, ale czasem chciałbym krzyczeć: mam dość, zostawcie mnie w spokoju, dajcie mi żyć". Dość mają z pewnością wszyscy, ale konflikt piłkarza z otaczającym go światem jest jak stalowa, samo nakręcająca się sprężyna. Czy można ją zatrzymać, czy trzeba czekać aż pęknie? Z pewnością Włochom i Balotellemu przydałby się jakiś spektakularny, wspólny sukces. Gdyby tak zdobył zwycięskiego gola w finale mistrzostw świata, może okazałoby się, że prawdziwi, czarni Włosi, jednak istnieją. Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak czarny scenariusz. Lenistwo, buta i nieokiełznany charakter pogrzebały niejeden wielki talent. DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU