"Ta liga jest już dla was przegrana. Nie zaśniecie" - takimi okrzykami przywitali fani Osasuny piłkarzy Realu Madryt przybywających do hotelu w Pampelunie. Nadzieje na Reyno de Navarra były wielkie, "Królewscy" ostatni raz wygrali tam cztery lata wcześniej, kiedy zdobywali mistrzostwo kraju. Stadion Osasuny był jednym z tych nielicznych miejsc na ziemi, gdzie Ronaldo nie zdobył gola. Do wczoraj. Aspirująca do miejsca w Lidze Mistrzów drużyna Jose Luisa Mendilibara chciała powtórzyć mecz sprzed 12 miesięcy, kiedy wysłała "Królewskich" do Madrytu ze łzami bezsilności. Tym razem plan zawalił się już w 7. min, kiedy Karim Benzema wykonał strzał a la Marco van Basten z finału Euro 88. Po dwa gole zdobyli też Cristiano Ronaldo i Gonzalo Higuain, co w sumie daje tej niezwykłej trójce aż 100 bramek we wszystkich rozgrywkach. Prasa w Madrycie triumfuje podkreślając, że kiedy "Królewscy" ustawiani są przez Jose Mourinho z "trivote", czyli trzema defensywnymi pomocnikami, gra wygląda jak w Vila-Real, gdzie padł remis 1-1. Ale jeśli trener Realu odważy się puścić do gry "tridente", jego zespół staje się maszyną miażdżącą rywali. Debata toczy się od miesięcy, "Mou" nie kryje, że dla niego opcja z Benzemą, Ronaldo i Higuainem w podstawowym składzie jest tylko odstępstwem od normy. I zapewne trener z niej zrezygnuje, kiedy tylko do gry wróci Angel di Maria. Kibice z Madrytu wciąż nie mogą być pewni, jak będzie wyglądał ich zespół w wielkich hitach kwietnia (z Bayernem w półfinale Champions League i z Barceloną w Primera Division na Camp Nou). Bez względu na wszystko drużynie Mourinho trudno będzie zarzucić grę asekuracyjną. Na osiem kolejek przed końcem sezonu Real zdobył 100 goli w lidze i jest już niemal pewne, że pobije historyczny rekord zespołu Johna Toshacka (107). Po spotkaniu w Pampelunie Mourinho wychwalał Raula Albiola i Estebana Granero, którzy weszli do składu po dłuższej przerwie i nie zawiedli. "To pokazuje, jak silna jest ta grupa" - mówił. Tak imponującej ławki rezerwowych nie ma nikt w Europie. Ponad wszystko jednak wysokie zwycięstwo w Pampelunie było dla Realu zastrzykiem wiary w siebie. Piłkarze Mourinho mają taki potencjał, że w bezpośrednich meczach obawiać muszą się wyłącznie Barcelony. W pozostałych spotkaniach wszystko zależy niemal wyłącznie od nich. Do końca sezonu "Królewskim" pozostał 6-punktowy margines błędu i trzy trudne wyjazdy: na Vicente Calderon, Camp Nou i San Mames. Wczoraj Athletic Bilbao przegrało 0-2 z Barceloną oszczędzającą Xaviego Hernandeza i Carlesa Puyola na spotkanie Ligi Mistrzów z Milanem. Baskowie zagrali w rezerwowym składzie, ale i tak osiągnęli najwyższy procent posiadania piłki z wszystkich drużyn przybywających na Camp Nou (44,4). Gwiazdą wieczoru miał być Leo Messi, ale został nią Andres Iniesta. Argentyńczyk zdobył gola z karnego po faulu na Cristianie Tello, ale miał zdecydowanie słabszy dzień. Dla Barcy jedyne co się jednak liczyło, to utrzymanie dystansu do lidera. Katalończycy wciąż nie zależą wyłącznie od siebie w wyścigu po mistrzostwo. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division