Jeszcze miesiąc temu najwyższym punktem odniesienia były kluby Premiership. W 1/8 finału Ligi Mistrzów z Liverpoolem Real Madryt został zmieciony z powierzchni ziemi. Nikt nie chciał też wierzyć w wielkość drużyny Pepa Guardioli, dopóki na jej drodze nie stanęły Manchester United i Chelsea. Spektakularny triumf w rzymskim finale otworzył fanom oczy. Mieliśmy oto przed sobą drużynę zjawiskową przebijającą siłą i talentem nawet słynny Dream Team Johanna Cruyffa. Kilka miesięcy temu, gdy Florentino Perez szykował się do powrotu do Realu mógł przypuszczać, że właśnie Liverpool, Chelsea i Manchester będą testem dla jego wielkich planów. Dziś jest nim odwieczny rywal z Barcelony, którego trzeba zdetronizować na trzech frontach. Wielkie zakupy Pereza: Kaka (65 mln euro), Ronaldo (96), Villa (37) prezes Barcy Joan Laporta wytrzymuje z kamienną twarzą. Coś przebąkiwał o psuciu rynku, ale generalnie ma świadomość, że Perez musi rzucić na stół fortunę, by poradzić sobie z przepaścią dzielącą obie drużyny. 6:2 na Santiago Bernabeu, 2: 0 na Camp Nou, wygrana liga, Puchar Króla i Champions League, w których to rozgrywkach Real właściwie nie zaistniał. Nigdy w historii różnica między Barcą i Realem nie była tak wielka jak w chwili, gdy Florentino wracał do Madrytu. Są jednak nawet w podupadłym Realu solidne podstawy. Wybitny bramkarz Casillas, obrońcy Pepe, Garay, Sergio Ramos, defensywny pomocnik Lass Diarra, napastnik Higuain i skrzydłowy Robben. Dodając do tego Raula, czy Van Nistelrooya, choćby jako rezerwowych, można stworzyć wybitną drużynę oczywiście obudowując trio Ronaldo-Villa-Kaka. Trener Pellegrini obiecuje, że nie zrezygnuje z Gutiego, nie wiadomo co będzie z Robbenem, który dał się w Madrycie we znaki swoim egoizmem. Ale tych kilkunastu graczy to więcej niż poważne zadatki na drużynę klasy światowej. A przecież Perez na rynku transferowym nie powiedział ostatniego słowa. Nie wydał jeszcze ?obiecanych? 300 mln euro, można się więc spodziewać, że dorzuci kogoś w typie Ribery?ego, Silvy, lub Xabiego Alonso. CZYTAJ WIĘCEJ I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO!