W towarzystwie megagwiazd Argentyńczyk Diego Perotti miał wszystko, by zostać bohaterem hitu sezonu. Genialna gra 21-letniego piłkarza Sevilli, wiele wygranych dryblingów, udział przy bramce Navasa na 1:0... Aż przyszła 47. min, która miała być kulminacją. Mając piłkę cztery metry od bramki po podaniu Negredo, Perotti musiał zdobyć gola rozstrzygającego sprawę. Trafił w Casillasa, dla którego była to już druga wręcz niewiarygodna interwencja (tuż przed przerwą obronił strzał Renato z sześciu metrów). Chwilę później po centrze Gutiego Pepe zdobył wyrównanie i Real otrząsnął się z wielkiej przewagi gospodarzy. Perottiego zmienił Capel, ale szansę rehabilitacji dostał Renato i wykorzystał ją strzałem głową. Ani Casillas, ani tak samo świetny Pepe nie mogli zrobić wszystkiego. Real walczył, ale też poza fenomenalnym bramkarzem i stoperem miał kilku graczy nie zasługujących na grę w zespole z takimi aspiracjami. Lewy obrońca Marcelo (wielki błąd przy golu Navasa) był chwilami na tym poziomie wręcz pośmiewiskiem. Drepczący Guti zaliczył, szczególnie na początku, zastraszającą liczbę strat. Bardzo słaby był Benzema - gdy w 23. min będąc sam przed Palopem dostał piłkę od Raula, nawet w nią nie trafił. Przy tym ani Raul, ani Kaka, ani Xabi Alonso, czy Sergio Ramos nie wybili się ponad przeciętność. Walczył Diarra, walczył Albiol, czy Higuain (po wejściu za Benzemę), ale współpraca między nimi znowu kulała. Być może decydujący byłby tu Ronaldo, który mógłby coś zmienić rajdem, bądź strzałem z 30 metrów. Ale okazało się, że najlepsza ławka rezerwowych jest w jakimś stopniu mitem. Marcelo grał do końca, bo w rezerwie był tak samo beznadziejny Drenthe. Czy coś drużynie może dać van der Vaart? Porażka w Sewilli to dla Realu nie jest tragedia, ale dowód, że siedem zwycięstw na początek sezonu (pięć w lidze, dwa w Champions League), nie daje gwarancji w meczach z rywalami porównywalnej klasy. Sevilla przewagę miała znacznie większą niż wskazuje na to zwycięstwo 2:1, była lepsza pod każdym względem. Jej kłopoty wynikały nie tyle z dobrej gry Realu, co zrozumiałej obawy, jaką budzi w każdym hiszpańskim rywalu jego wielka nazwa. Czy drużyna Jimeneza może być traktowana, jako równorzędny rywal Barcy i Realu do mistrzostwa Hiszpanii? Jeśli utrzyma formę, to pewnie tak, choć historycznie jest przy Barcy i Realu raczej klubikiem niż klubem. Ma jednak wiele atutów, znakomitą jedenastkę i szeroką kadrę: na ławce siedzą Kanoute, czy Capel, a czasem nawet Navas. Dużo będzie zależało jednak od tego jak wielkiego kopa wiary w siebie dostała dzisiaj. Do końca sezonu mordercza droga, a klub z Sewilli choć ma doświadczenie jak wygrywa się pojedyncze mecze z kolosami miary Barcy i Realu, od 1946 roku nie wie w jaki sposób zostaje się mistrzem. Zobacz tekst i dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego! Sevilla FC - Real Madryt 2-1 (1-0) Bramki: Jesus Navas (34.), 1-1 Pepe (49. głową), 2-1 Renato (66. głową). Aktualna tabela Primera Division Wyniki 6. i zapowiedź 7. kolejki Primera Division