Trzeba było 20 lat, by polski klub wygrał wiosną mecz w europejskich pucharach. W marcu 1991 roku Legia niespodziewanie ograła Sampdorię Genua 1-0 po golu Dariusza Czykiera zdobytym głową. Telewizyjnego zapisu ze spotkania w Warszawie nie sposób znaleźć ani na Youtube, ani w archiwach TVP. Rewanż w Genui był festiwalem 19-letniego Wojciecha Kowalczyka, dziś komentatora sportowego, po którym znać dobrze upływ czasu. W legendę obrosła też gra Macieja Szczęsnego w bramce Legii, cios wymierzony Roberto Manciniemu, czerwona kartka i stający między słupki obrońca Marek Jóźwiak, który nie pozwolił się pokonać. Sampdoria to był wtedy wielki zespół, który rok później grał w finale Pucharu Europy na Wembley z Barceloną. Legendarny londyński stadion został zburzony i wybudowany od nowa. W środę syn Macieja Szczęsnego - Wojciech w bramce Arsenalu zrobił duży krok w kierunku finału Ligi Mistrzów, który w maju zostanie na nim rozegrany. Przypominam o tym tylko po to, by uzmysłowić nam, jak zmienił się świat od zwycięstwa Legii. Dzieci, które się wtedy urodziły, są dziś dorosłymi. Siergiej Kriwiec z Artjomsem Rudnevsem mają prawo o tym nie wiedzieć, że napisali kolejny rozdział historii tak ubogiej w chwile triumfu. Ich akcja w meczu ze Sportingiem Braga dała Lechowi zwycięstwo, będąc jednocześnie jednym z nielicznych momentów godnych rozgrywek na tym poziomie. Tak jak podczas pojedynku z Juventusem Turyn w fazie grupowej śnieżyca nie przeszkodziła Lechowi w wywalczeniu awansu, tak w czwartek walka z rywalem i zimą znów zakończyła się bardzo szczęśliwie. Gra była tak brzydka, tak chaotyczna, że postawę mistrza Polski usprawiedliwić może wyłącznie zwycięstwo. Sporting to rywal wyjątkowo solidny. W tym sezonie, w Bradze poległa Sevilla i Arsenal w meczach Ligi Mistrzów. Lecha czeka za tydzień bardzo trudna batalia, zwłaszcza, że w Poznaniu limit pecha gości już się raczej wyczerpał. Przeważali przez ponad godzinę, po czym pierwszy błąd zakończył się dla nich stratą gola. Przez ostatnie 20 lat polskie kluby zajmowały się przede wszystkim trwonieniem swoich szans. To może nawet dobrze, że Lech okazał się jeszcze raz tak bardzo pragmatyczny. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu Wyniki pierwszych spotkań 1/16 finału Ligi Europejskiej