Wszyscy mają świetne alibi. Jose Mourinho jest dziesiątym trenerem w ostatnich siedmiu latach, który zaczyna budować królewski zespół od początku. Na dodatek nie ma czasu na spokojną pracę, bo jego młodzieńcy, albo grają, albo się leczą, albo rozjeżdżają po całym świecie na spotkania kadry. Portugalczyk wyliczył, że przez pierwsze 100 dni pobytu w Madrycie, tylko siedem pracował normalnie. W dodatku trawę Bernabeu zżera jakiś wredny grzyb i trzeba grać na "kartoflisku". To wszystko sprawiło, że nową drużynę zmobilizował tylko hymn Ligi Mistrzów, bo 90 minut przeciw Ajaksowi uważa się za wzorcowe. Oczywiście na tym etapie pracy Jose Mourinho. W Primera Division młodzi gracze Realu człapią po boisku, ale któż może się ich czepiać, skoro doczłapali do pierwszego miejsca? Na lepszą grę przyjdzie czas, gdy w Madrycie zamelduje się Milan - choć i on po transferach Ibrahimovica i Robinho nie wygrał jeszcze meczu w Serie A. Losowanie Pucharu Króla też skwitowano w Madrycie wzruszeniem ramion. Real trafił na III-ligowego imiennika z Murcii, więc będzie miał łatwo. Nikt nawet nie wspomina, że 12 miesięcy temu III-ligowy Alcorcon wbił pierwszy gwóźdź do trumny Manuela Pellegriniego. Okładka dzisiejszego wydania największej sportowej gazety w Hiszpanii zajęta jest więc debatą drużyny z nowym trenerem na temat godziny, o której rozpoczyna się trening. "Mourinho nieugięty" - obwieszcza "Marca" opisując jak Portugalczyk powiedział twarde "nie" kapitanowi drużyny. Iker Casillas poprosił go, by zajęcia przełożyć z 10 na 11, by Jerzy Dudek i Ricardo Carvalho zdążyli zawieść dzieci do szkoły. Z 25 graczy w kadrze Realu tyko dwóch ma dzieci w wieku szkolnym. Dziennikarze "Marki" próbują nie tylko opisywać, ale i kreować rzeczywistość. Jej dyrektor oskarżył Pepa Guardiolę o faszystowskie słowa pod jego adresem i dodał, że trener Barcy będzie odpowiedzialny, jeśli "coś mu się stanie". "Nie znam człowieka" - odpowiedział Guardiola wzruszając ramionami. Mimo tylu różnic, zmartwienia trenera Barcy są bliźniacze wobec kłopotów Mourinho. W trawie Camp Nou też odkryli grzyba, a nudziarstwo, jakim było 90 minut wczorajszego meczu ze Sportingiem Gijon trener Bracy wyjaśnia małą liczbą treningów. Drużyna, która jeszcze niedawno przetaczała się po przeciwnikach jak czołg, urządzając goledady krajowym i europejskim potęgom, dziś cieszy się z jednej bramki zdobytej w dwóch kolejnych meczach ligowych na Camp Nou. Trudno się jednak zebrać w sobie po tylu sukcesach, gdy do Barcelony przyjeżdża beniaminek, lub słabeusz, a jeszcze jego trener nie wystawia najlepszych graczy uważając, że i tak musi przegrać. Wygranym wczorajszego meczu jest David Villa. Nie demonstrował radości, bo strzelił bramkę klubowi, który go wychował, ale dał odpór utrzymującym, że Leo Messi jest nie do zastąpienia. Był wśród nich oczywiście trener Barcelony. "Nawet gdybyśmy wygrali 5-0 i tak bym swoich słów nie wycofał" - powiedział po meczu. W postawie drużyny nic go nie niepokoi. Pochwalił ją nawet za dyscyplinę w tyłach. Guardiola wierzy święcie, że wystarczy lepszy rywal, by zespół zagrał o dwie klasy lepiej: jak w Lidze Mistrzów z Panathinaikosem, lub z Atletico w Madrycie. Ciekawe, co na to liczni wielbiciele Barcelony kochający ją za widowiskowość do szaleństwa, jeśli Camp Nou zmieni się w miejsce, gdzie większość "spektakli" będzie taka jak wczoraj? Guardiolę i Mourinho ocenią trofea. Pełzający styl na początku sezonu nie będzie miał znaczenia, jeśli wszystko zakończy się sukcesem w lidze, lub na Wembley w finale Champions League. Na razie trzeba minimalizować straty i zbierać siły na finisz. Nie tylko piłkarze Barcy mają w nogach mundial w RPA. Z podstawowej jedenastki Realu, tylko brazylijski obrońca Marcelo w wakacje normalnie odpoczywał. Na zmęczonego wygląda nawet Diego Forlan, który we wczorajszym hicie Valencia - Atletico (1-1) miał tylko przebłyski geniuszu. Wystarczyło na gola Simao, ale goście z Madrytu (bez kontuzjowanego Aguero) nie utrzymali zwycięstwa na Mestalla. Może jednak liga będzie w tym sezonie bardziej wyrównana? Na razie pełzające kolosy z Madrytu i Barcelony nie wykazują cienia chęci, by uciekać. Zobacz bramkę Davida Villi w meczu Barcelona - Sporting Gijon: Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!