"Ja brama zrobił" - mówi w takich przypadkach Lucas Podolski. Urodzeni w Polsce Podolski i Miroslav Klose mieli ostatnio trudny okres. Pierwszy, oddany z Bayernu do FC Koeln, jako nieprzydatny w futbolu z najwyższej półki, zdobył dla nowego-starego klubu zaledwie dwie bramki. Klose stracił miejsce w składzie Bawarczyków akurat wtedy, gdy odzyskali tytuł mistrzowski i dotarli do finału Champions League. Wystąpił w nim niespełna pół godziny. Gdy przyszło grać dla Niemiec obaj zdobyli w meczu z Australią premierowe gole. Czy to nie paradoks, że drużyna, od której wymaga się, co najwyżej, by była ucieleśnieniem solidności, zachwyca bardziej niż Anglia z Rooneyem i Argentyna z Messim? Klose ma już 11 bramek w finałach mistrzostw świata (tyle co Klinsmann), przed nim są wyłącznie takie tuzy jak Ronaldo (15), Gerd Müller (14), Just Fontaine (13) i Pelé (12). Razem z Podolskim zdobyli dla Niemiec 89 goli i właściwie nigdy nie zawodzą. Choć pierwszy ma 32 lata, drugi 25, są obok Lahma, Mertesackera i Schweinsteigera starą gwardią w drużynie Löwa. W wielokulturowym tyglu czują się dobrze, czwartego gola w meczu z Australią zdobył naturalizowany Brazylijczyk Cacau, grą kierowali: syn emigranta z Turcji Mesut Özil i emigranta z Tunezji Sami Khedira. Numer 13 po Michaelu Ballacku "odziedziczył" jednak Thomas Müller. Z legendarnym Gerdem ma niewiele wspólnego, czas spędza głównie poza polem karnym, zajmując się nie tylko strzelaniem (trzeci gol z Australią), ale i konstruowaniem akcji. Niemcy wysłali do RPA najmłodszą drużynę od mistrzostw w 1934 roku, nie zabrakło jej jednak odporności psychicznej. Światowa prasa rozpisuje się o swoim "niemieckim oczarowaniu", na poważny egzamin trzeba jednak poczekać, chociaż do meczu ze śmiertelnie ranną Serbią. To, czego dokonał w pojedynku z Ghaną zespół Radomira Antica można nazwać "piłkarskim samobójstwem". Po czerwonej kartce dla Lukovica w 74. min, dziesięć minut później Kuzmanovic bezmyślnie zagrał piłkę ręką w polu karnym. Tego dnia nie płakał tylko jeden Serb na świecie. Drużyna Milovana Rajevaca została pierwszym zespołem z Afryki, który wygrał mecz na tych mistrzostwach. Mundialowy debiut był wielkim stresem nie tylko dla Serbów. Poza Niemcami trema nie spętała nóg jeszcze tylko Koreańczykom. Nawet tacy faworyci jak Anglia, czy Argentyna prowadząc już po kilku minutach, do końca nie potrafili wygrać wojny z presją. Leo Messi, który w RPA ma się rozprawić z legendą swojego trenera Diego Maradony, nie zdobył gola, ale przynajmniej grał dobrze. O Wayne Rooney'u nawet tego nie da się powiedzieć. Gol kuriozum puszczony przez Roberta Greena ostatecznie zburzył angielski spokój. Od czasów Gordona Banksa w 1966 roku kolejni bramkarze trwonią mundialowe szanse ojczyzny futbolu. Z niecierpliwością wyczekujemy na Brazylię, Hiszpanię i Holandię. Broniący tytułu Włosi? Im do zwycięstwa porywająca gra nigdy nie była potrzebna. W siedmiu meczach otwierających turniej zobaczyliśmy mało goli i futbolowego piękna, bohaterami pozytywnymi byli raczej sędziowie. Na starcie Rawszan Irmatow z Uzbekistanu nie uległ presji 90 tys ludzi prowadząc mecz gospodarzy z Meksykiem nienagannie. Od tamtej pory sędziowie pokazali cztery czerwone kartki, ale nikt się na nich nie skarży. Świat dyskutuje o spętanych nogach gwiazd, dziwnych harcach piłki stającej się zmorą bramkarzy, albo wuwuzelach, których dźwięk wywołał rozkwit popytu na zatyczki do uszu. Komitet organizacyjny mistrzostw chce zabronić wnoszenia ich na stadion, w przeciwny razie nielicznym z nas, którzy cudem unikną rozstroju nerwowego, monotonne brzęczenie w uszach ustanie gdzieś koło roku 2012. W rewanżu, na polskie Euro zabierzemy trąbki Małysza. Czytaj również: O 20:30 do akcji wkraczają obrońcy tytułu: Forza Italia! Kołtoń: Podolski! Za niego trzymam! Serbowie byli trochę "tralala", a Niemcy najlepsi od lat! Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu!