W tle tupotu nóg piłkarzy Realu i Barcelony biorących udział w wyścigu o mistrzostwo Hiszpanii, toczy się wojna mediów, próbujących przedstawić obie strony, jako ofiary spisku. Niedawno największy sportowy dziennik w Hiszpanii ("Marca") udowadniał, że swoimi pomyłkami, sędziowie podarowali liderowi w tym sezonie aż 6 pkt. Gdyby je zabrać Barcelonie, na pierwszym miejscu byłby Real Madryt. "Marca" wyśmiała też słowa Andresa Iniesty, który po ostatnim meczu z Getafe, skarżył się na arbitra, za dwie czerwone kartki dla jego kolegów, a do lidera reprezentacji Hiszpanii dziennik zwrócił się słowami: "Xavi, ty jesteś od grania, a nie od gadania". Nerwowa reakcja piłkarzy Barcelony, na uzasadnione wykluczenie stoperów Pique i Marqueza może być efektem kampanii madryckich mediów wobec sędziów prowadzących spotkania Primera Division. Prezes Barcy Joan Laporta uważa, że to akcja obliczona na spowodowanie, by chcący udowodnić swoją bezstronność arbitrzy, zaczęli sprzyjać rywalom Katalończyków. Czyli utrudniać Barcy wyścig po mistrzostwo. Drugi co do wielkości sportowy dziennik w Hiszpanii, madrycki "AS" nigdy nie krył, że kibicuje Realowi, w związku z tym Barcelona jest jego wrogiem. Trochę inaczej rzecz się ma z "Marcą", która chciałaby uchodzić za dziennik bezstronny. Najwięcej miejsca na łamach poświęca rzecz jasna Realowi, ale podobno o jego największym rywalu stara się pisać obiektywnie. Kilka tygodni temu, gdy lider z Katalonii wygrał 1-0 w Gijon, w "Marce" ukazało się zdjęcie mające stanowić dowód, że zwycięska bramka Pedro padła ze spalonego. Portal "Anti-Marca.com" zajmujący się krytykowaniem publikacji w dzienniku, dowodził jednak, że obraz na fotografii został zmanipulowany, tak, by udowodnić tezę "Marki". Pokazano krok, po kroku, w jaki sposób można było tego dokonać, co oczywiście nie dowodzi, że tak właśnie było. Historycznie nie da się ukryć ścisłych związków dziennika "Marca" z Realem Madryt. Nemesio Fernandez Cuesta, redaktor naczelny dziennika w latach 1954-73 był ministrem gospodarki w przedostatnim rządzie generała Franco, a potem wiceprezesem Realu Madryt (1994-95). Obecny naczelny Eduardo Inda też prowadzi swoją politykę. Już przed rokiem "Marca" dowodziła, że Barcelonie pomagają sędziowie, a reakcje na to w klubie z Katalonii interpretowała, jako paraliżujący strach przed rywalem z Madrytu. Kampania ustała dopiero wtedy, gdy Barca wygrała na Santiago Bernabeu 6:2. Oczywiście "Marca" bywa krytyczna także wobec ludzi związanych z Realem. Jej publikacje opisujące oszustwa poprzedniego prezesa Ramona Calderona, doprowadziły do jego upadku. Z Florentino Perezem dziennik żyje dobrze, wyładowując agresję na nowym trenerze. "Real przyjeżdża na Camp Nou jako lider, mimo Manuela Pellegriniego" - pisał redaktor naczelny "Marki" przed ostatnim Gran Derbi. Eduardo Inda współpracuje też z kanałem telewizyjnym La Sexta i jest komentatorem w "Radiu Marca". Nie znaczy to, że Barcelona jest bezbronną ofiarą napaści mediów z Madrytu. Wydawany w Katalonii najstarszy sportowy dziennik w Hiszpanii "El Mundo Deportivo" o ponad stuletniej tradycji zawsze stanowił tubę FC Barcelony. Wszystko, co robi Real jest w nim komentowane, jako złe, fatalne, lub jeszcze gorsze, a niemal każdy człowiek związany z Królewskimi to typ spod ciemnej gwiazdy. Podobna jest linia "Sportu", trzeciej, co do wielkości sportowej gazety w kraju, która powstała pod hasłem: "Zawsze z Barceloną". W 1998 roku przed finałem Champions League w Amsterdamie Real - Juventus byłem w redakcji "Sportu" po raz pierwszy, a wszyscy nowi koledzy dziennikarze witali mnie słowami: "niech wygra Juve". Bardzo prawdopodobne jest, że jasne opowiadanie się sportowych dzienników po jednej ze stron, wynika z polityki zdobywania czytelników. Przeciętny kibic Realu uzna za swoją tylko taką gazetę, która będzie ostro atakowała Barcelonę. I odwrotnie. Być może więc dzienniki nie kreują atmosfery konfrontacji, ale raczej z niej żyją. Ale, żeby żyć, trzeba kreować i koło się zamyka. Z drugiej jednak strony, bardziej umiarkowana "Marca" sprzedaje się lepiej, niż agresywniejszy "AS". Do obiektywizmu aspiruje wydawany w Barcelonie "Don Balon" należący od 1989 roku do European Sports Magazines zrzeszającego angielski "World Soccer", niemiecki "Kicker" i portugalską "A Bolę". Tyle, że na przykład jego polski korespondent wręcz obnosi się z fanatycznym przywiązaniem do Barcelony, a jeden z głównych felietonistów pracował niedawno w "Sporcie". Może bezstronny jest, chociaż największy w kraju "El Pais" z weekendowym nakładem sięgającym miliona egzemplarzy? Pierwszy dziennik, który powstał po upadku reżimu generała Franco, politycznie związał się z Hiszpańską Socjalistyczną Partią Robotniczą. Na jej czele stoi premier Jose Luis Rodriguez Zapatero - kibic Barcelony. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie przytoczone przeze mnie argumenty są rozstrzygające. Przyglądając się hiszpańskim mediom, można jednak dojść do obsesyjnego wręcz wniosku, że rywalizacja Barcelony z Realem jest tradycją zbyt palącą i głęboką, by zostawić miejsce dla bezstronnych. Podzieliła Hiszpanię na dwie części, bez możliwości znalezienia, choć punktu wspólnego między nimi. Ktoś, kto szuka obiektywizmu w hiszpańskich mediach, zawsze jest na jedną ze stron "przeciągany". W tej schizofrenicznej sytuacji sporo rozsądku zachowali sami piłkarze. Pytany o pomoc arbitrów dla Barcelony, kapitan Realu Raul Gonzalez powiedział, że wielki rywal jest liderem, bo wywalczył to sobie na boisku. Także nowy w Madrycie Kaka prosił kibiców i dziennikarzy, by nie ujmować klasy drużynie z Katalonii. Czy to tylko poprawność "polityczna"? Być może. Na szczęście gracze obu stron są świadomi, że to jednak boisko pozostaje dla nich głównym placem boju. Kibicują Barcy: "Sport", "El Mundo Deportivo" Kibicują Realowi: "As" i "Marca" DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU