Do niedawna uliczni handlarze z Neapolu oferowali turystom flakoniki z łzami Maradony, którymi "boski Diego" świętował tytuł mistrza Włoch w 1990 roku. Dla oszalałego na punkcie piłki włoskiego południa Argentyńczyk wciąż jest przedmiotem kultu. Ze zbiorowej pamięci neapolitańczycy wyparli ciemne strony meczu w Moskwie z 7 listopada tamtego legendarnego roku, w którym nowy mistrz Italii bił się ze Spartakiem o ćwierćfinał Pucharu Europy. Napoli może, Chelsea musi Wielki idol zawalił na całej linii. Najpierw nie stawił się na lotnisko przed odlotem do stolicy Rosji. Stoper Ciro Ferrara wspomina, że z dwoma innymi kolegami z drużyny pojechali po niego do domu. Otworzyła żona Claudia, "Boski" nie był w stanie podejść do drzwi. Argentyńczyk nie pozostawił jednak kolegów w jednym z najważniejszych meczów w historii klubu. Gdy lepiej się poczuł, wynajął za własne pieniądze prywatny samolot i nim dotarł do Moskwy. Za karę trener posadził go na ławce w pierwszej połowie, Maradona wszedł na boisko po przerwie grając do końca dogrywki. W dwumeczu nie padła żadna bramka, rywalizację rozstrzygnęła seria rzutów karnych. Tamto Napoli miało jednego idola, wyrastającego ponad wszystkich. Ferrara wspomina, że z Maradoną, choćby ledwo trzymającym się na nogach, reszta czuła się dwa razy mocniejsza. Ekipa z 1990 roku także miała jednak swoje sztandarowe trio, które Maradona stworzył z Giordano i Carecą (nazywane Ma-Gi-Ca). Nie umiało ono jednak zagwarantować klubowi z Neapolu sukcesu w Europie. Dziś mają tego dokonać Argentyńczyk Lavezzi, Słowak Hamsik i Urugwajczyk Cavani, choć żaden z nich nie dysponuje nadludzką mocą Maradony. Zespół z San Paolo jest jednak bardziej zdeterminowany niż ten legendarny z lat 90. Napoli może, Chelsea musi. Jeśli wierzyć prasie właściciel klubu ze Stamford Bridge szuka już następcy dla Andre Villasa-Boasa. Faworytem był Guus Hiddink, który jednak przyjął posadę w Anży Machaczkała. Media w Hiszpanii zapewniają, że na rozmowę z Romanem Abramowiczem umówiony jest trener Athletic Bilbao Marcelo Bielsa. Póki co jednak w dzisiejszym starciu na San Paolo zespół poprowadzi 35-letni Portugalczyk. Praca w tym klubie go przerasta? Wygląda jednak na to, że praca w Chelsea go przerasta, bez względu na błyskotliwość, wiedzę i entuzjazm. Swoich rówieśników, czyli stare gwiazdy ma przeciwko sobie. Drużyna podzielona na frakcję francuską, angielską i hiszpańsko-portugalską straciła z oczu główny cel. Stąd fatalna passa w Premier League, a ostatnio kompromitujący remis z drugoligowym Birmingham w 1/8 finału Pucharu Anglii. Gorzej być już jednak nie może, w końcu zespół musi się odbić od dna. Jeśli nie stanie się to w Neapolu, klub ze Stamford Bridge zanotuje najgorszy sezon, od kiedy stał się własnością Rosjanina. Mimo wszystko potencjał piłkarski w Chelsea jest ogromny. To nie czas i miejsce, by Drogba, Terry, albo Lampard udowadniali cokolwiek swojemu trenerowi, kolejnej szansy na sukces w Champions League mogą nie dostać. Po klęsce Arsenalu na San Siro o klub ze Stamford martwi się cała Anglia. Jeśli on polegnie z Napoli, w ćwierćfinałach nie zagra żaden zespół z najmocniejszej ligi świata. 15 stopni poniżej zera Do Moskwy wybrał się tym razem Real Madryt, którego przywitała temperatura 15 stopni poniżej zera. Jose Mourinho zabrał swoich piłkarzy w podróż na Wchód dzień wcześniej niż zazwyczaj, by mieli czas na przywyknięcie do odmiennych warunków. I tak się to jednak nie mogło udać. "Sztuczna trawa to nie to samo, co naturalna, tak jak 10 stopni powyżej zera w Madrycie, to nie to samo, co 15 poniżej w Moskwie. Nie zdążymy się z tym oswoić przed meczem z CSKA, ale mentalnie musimy być mocni" - skomentował. Na wszelki wypadek zmienił trening zamknięty dla prasy w otwarty. Towarzyszący klubowi z Santiago Bernabeu dziennikarze sami mogli się przekonać o złym stanie sztucznej murawy na Łużnikach. Trener Realu jest wyjątkowo skupiony. Seria bezdyskusyjnych zwycięstw w lidze, a także faza grupowa Champions League przebyta bez straty punktu, nie łagodzą jego wrodzonej czujności. "Nie ma miejsca na żarty" - mówi. Nie ma też wątpliwości, że pośle do gry wszystkich najlepszych, bez Angela di Marii, który został w Madrycie, bo w ostatnim pojedynku z Racingiem odnowiła mu się kontuzja. Goście są bezdyskusyjnym faworytem, tym więcej mają jednak do stracenia. Mourinho mierzył się z CSKA prowadząc Inter, w drodze po triumf w Champions League w 2010 roku, ale także pięć lat wcześniej, jako trener Chelsea. Cztery razy wygrał bez straty gola. Kilku graczy z tamtej drużyny z 2004 roku gra w Moskwie do dziś i ta stabilność składu Rosjan jest według trenera Realu ich ogromnym atutem. "Są zdyscyplinowani i zorganizowani, a z takim rywalem nigdy łatwo się nie wygrywa" - mówi. Hiszpańskiej prasy raczej nie przekonał. Entuzjazm wokół Realu jest niemal taki, jak w czasach galaktycznych. Madryt czeka już od dekady na 10. triumf w Pucharze Europy, a fani "Królewskich" są pewni, że nigdy nie było to tak realne jak teraz. Specjaliści od zakładów piłkarskich typują hiszpański finał na Allianz Arena. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu