Po dwóch dniach rywalizacji, przeleceniu na nartach blisko kilometra, Polak przegrał medal o 0,4 pkt, czyli koło 30 cm. W piątek Małysz miał nad Andersem Jacobsenem gigantyczną przewagę 31,1 pkt, w trzecim skoku stracił jednak aż 19,5 m, w czwartym 16 m i stało się to, co wygląda tak niewiarygodne. Jeszcze dziś rano Polak szykował się do ataku po złoto. Przegrywał zaledwie o 2,8 pkt z Simonem Ammanem, latał nawet dalej od genialnego Szwajcara, ale sędziowie niżej go ocenili. Dwa sobotnie skoki były jednak na tyle złe, by odebrać Małyszowi pierwszy w karierze medal mistrzostw świata w lotach. Być może czterokrotny mistrz świata, czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli i czterokrotny medalista olimpijski nigdy go już nie zdobędzie? Co się stało Małyszowi? Przez ostatnie 10 lat polski mistrz przegrywał tylko wtedy, gdy nie miał formy. Zwykle odpornością bił rywali na głowę, atakował lub bronił swoich pozycji "na zimno". Przyzwyczaił nas, że nie rozdaje rywalom prezentów, nie wypuszcza z rąk, tego, co zdobywał. Zawsze umiał pomagać szczęściu, dziś go ono jednak opuściło. Dlaczego stało się to akurat w chwili, gdy "wyskakał" dwa srebra w Vancouver i imponującą serię miejsc na podium w Pucharze Świata? Wybitnym sportowcom dane są nie tylko niezwykłe zwycięstwa, ale i spektakularne porażki. Dziś taka właśnie spotkała Małysza. Nie wiem jak oceni to sam skoczek, dla mnie była to najgorsza przegrana w jego karierze. Właśnie dlatego, że zarzyła się, gdy Polak nie miał kłopotów, a forma zdawała się nawet rosnąć. Dawno pogodziliśmy się z tym, że skoki są nieprzewidywalne, ale dziś wydają mi się jeszcze bardziej tajemniczą dyscypliną. ODWIEDŹ BLOG DARKA WOŁOWSKIEGO I DYSKUTUJ NA NIM Z AUTOREM TEKSTU CZYTAJ TAKŻE: Ammann przeszedł do historii, Małysz poza podium w Planicy