Dziennikarze z Madrytu szybko przyzwyczajają się, że konferencje prasowe nowego trenera "Królewskich" są tak samo ciekawe, jak mecze. Jose Mourinho nienawidzi sielanki, a ta opanowała Santiago Bernabeu od kilku tygodni. Podczas wczorajszego koncertu z Racingiem (6-1), na melodię głośniej arii Verdiego "La donna e mobile" z opery Rigoletto, najbardziej wymagający fani wyśpiewywali nazwisko trenera, który niczym czarodziej odmienił ich drużynę, w zaledwie dwa miesiące spełniając wszystkie obietnice. Tak jak przyrzekał Mourinho Real gra szybko, dynamicznie, płynnie, z polotem, dbając o defensywę, ale główne siły rzuca do ataku. "Drużyna jest teraz niewiarygodna" - ocenił swoich kolegów rezerwowy Sergio Canales. Trener rywali Miguel Angel Portugal dodał, że presja jaką wywierał na jego piłkarzach Real i sposób, w jaki przechodził do ataku są godne uwiecznienia na wideo i pokazywania jako wzorzec. Dyrektor "Królewskich" Jorge Valdano jest zdumiony, że tak młoda drużyna pojęła tak szybko, czego żąda od niej trener. W ośmiu kolejkach Primera Division Real zdobył już 22 gole - a przecież na początku zremisował dwa razy bez bramek (z Mallorką i Levante). Ma aż o osiem goli więcej niż broniąca tytułu Barcelona, stracił zaledwie cztery - najmniej w całej lidze. W Europie może się z nim równać tylko Chelsea. Aż 67 proc kibiców w internetowej ankiecie dziennika "Marca" uważa, że zespół Mourinho pobije rekord bramkowy ekipy Johna Toshacka sprzed 20 lat (107 goli). W ostatnich trzech spotkaniach ligowych Cristiano Ronaldo zdobył aż osiem bramek i z dziesięcioma przewodzi klasyfikacji najskuteczniejszych przyćmiewając nawet Leo Messiego. A przecież jeszcze niedawno miał zastraszająco słabą skuteczność strzelając z zupełnie nieprzygotowanych pozycji. Kiedy w tygodniu dziennik "Marca" przypomniał, że Portugalczyk ma lepszą średnią bramek niż na początku kariery w Realu legendy miary Alfredo Di Stefano, Hugo Sancheza i Raula Gonzaleza, ten spointował to czterem golami wbitymi Racingowi. Udało mu się to po raz pierwszy w karierze - choć zdobył już 195 bramek, w tym dla Realu aż 44 w 46 oficjalnych meczach! Jest jednak jeden człowiek w Madrycie, któremu ta cała euforia jest nie w smak. To oczywiście Jose Mourinho. Jeśli ktoś oczekiwał od niego pochwał dla drużyny, to się przeliczył. Portugalczyk przypomniał, że jego Real grał dotąd z zespołami przeciętnymi, a poza tym "wielcy piłkarze i trenerzy nie zadawalają się byle czym". No właśnie - klub z Madrytu czeka teraz moment szczególny. We wtorek drużyna gra w Pucharze Króla z trzecioligową Murcią i nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie odżywały koszmary przeszłości związane z Alcorcon. Przed rokiem Real przegrał z trzecioligowcem 0-4 i odpadł z rywalizacji o trofeum, na które czeka już od 17 lat. "Jeśli zrobią mi to samo, co Manuelowi Pellegriniemu, są martwi" - przestrzegł swoich piłkarzy Mourinho. I dodał, że po meczu z Racingiem nie będzie świętował, ale idzie do domu analizować materiały dotyczące gry Murcii. Swoim graczom polecił, by brali przykład z niego. Ogłosił jeszcze, że do środy wakacje mają Xabi Alonso, Ozil i Carvalho, a Di Maria też nie wystąpi z trzecioligowcem. Szansę dostanie za to Karim Benzema, który tak jak chciał zagra od początku do końca. Między słupki stanie pewnie Jerzy Dudek. Mourinho z uporem maniaka podkreśla, że jego drużyna wciąż jest jeszcze w budowie. Zachwyceni grą z Racingiem dziennikarze pytali, czy jeszcze coś można poprawić? "Chcę, by moi piłkarze nie schodzili poniżej tego poziomu, który dziś zaprezentowali" - odparł trener. Jak widać w głębi duszy nawet "The Special One" jest zadowolony. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu