Srebrny i brązowy medal Adama Małysza w Salt Lake City, to było właściwie wszystko, co wtedy dało się zrobić. A jednak nawet sam skoczek z Wisły czuł nienasycenie. Był największą gwiazdą światowych skoków, w zasięgu być może jedynego Svena Hannawalda. Tymczasem całą pulę zgarnął 21-latek ze Szwajcarii zostając drugim po legendarnym Matti Nykaenenie zwycięzcą obu konkursów na tych samych igrzyskach. A przecież w odróżnieniu od Fina, Ammann nie był faworytem, ani dominatorem, w Pucharze Świata zajął wtedy siódme miejsce, a od dramatycznego upadku podczas treningu w Willingen do samych igrzysk nie startował. Tymczasem w USA przeskakiwał skocznie, Małysz i Hannawald musieli patrzeć na to bezradni. Batalia toczyła się właściwie o drugie miejsce, Polak raz ją wygrał, raz przegrał. Igrzyska w Turynie były klęską i dla Małysza i dla Ammanna, ale do Vancouver obaj lecą, jako faworyci. Nadzieje na olimpijskie złoto głęboko tkwią w głowie Polaka. Ma już 32-lata, od niemal trzech sezonów nie wygrał zawodów w Pucharze Świata, a jednak wciąż nie przestał marzyć. Najpierw zawody w Zakopanem, a wczoraj w Klingenthal były dowodem, że to jednak nie są mrzonki. Małysz był drugi, latał fenomenalnie przegrywając tylko nieznacznie z nieznośnym "Harrym Potterem". Tym razem jednak, po ośmiu latach, sytuacja się odwraca: to Małysz może, a Simonn Ammann musi. Dziś Szwajcar jest liderem Pucharu Świata, obok Gregora Schlierenzauera wiodącą postacią w skokach, tymczasem czterokrotny mistrz świata z Polski ma szansę popsuć wszystko Szwajcarowi i Austriakom. Po ośmiu latach los ma okazję spłacić długi wobec Małysza, a Polak jest w takiej formie, że właściwie trzeba mu przede wszystkim nie przeszkadzać. ZOBACZ WSPANIAŁY SKOK ADAMA Z KLINGENTHAL: Wygrywając konkursy w Salt Lake City Amman otrzymał tytuł sportowca roku w Szwajcarii. Zdobywając złoty medal w Vancouver, Małysz pracowałby na pozycję nr 1 w historii polskiego sportu. Przez dziesięciolecia zimowe igrzyska bywały dla nas czymś egzotycznym. Fajnie było popatrzeć na śnieg, góry i sportową batalię Skandynawów, krajów alpejskich, Niemców i Rosjan. Przed Małyszem polscy sportowcy zdobyli w sumie cztery medale. Od tamtej pory, także cztery. Dziś sama Justyna Kowalczyk może wywalczyć więcej, zupełnie realne nadzieje mają Małysz i Tomasz Sikora. Cała trójka jest już medalistami igrzysk, trudno więc zakładać, żeby nie potrafili radzić sobie z presją. Nie wiadomo, co z tych polskich nadziei wyjdzie, ale na pewno igrzyska w Vancouver będziemy przeżywali inaczej. W rolę statystów z Meksyku, tym razem wcielą się inni. CZYTAJ TAKŻE: <a href="http://skoki.interia.pl/news?inf=1434226">Małysz zachwycił! Lepszy tylko Ammann!</a> <a href="http://skoki.interia.pl/news?inf=1434385">To już 79. podium Adama Małysza w karierze</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/vancouver/news/gwiazdy-o-malyszu-taki-powinien-byc-mistrz,1434439">Gwiazdy o Małyszu: Taki powinien być mistrz</a>