Nie mogę przypomnieć sobie spotkania klubowych drużyn, które mogłoby przyćmić nawet finał mistrzostw świata. Barca i Manchester mają tę szansę. Choć każdy z nas czuje, że za rok dwie najpiękniej grające drużyny znów mogłyby się spotkać w finale LM, to jednak fakty są bezdyskusyjne: na ten rzymski mecz czekaliśmy wieczność. Padną z pewnością rekordy oglądalności, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy herosi futbolu: Messi, Ronaldo, Iniesta, Rooney, Xavi, Giggs, Henry, Ferdinand, Puyol i Vidic będą w stanie zadowolić rozgrzane do czerwoności kibicowaniem głowy. My chcemy, żeby było pięknie, oni chcą, żeby było zwycięsko. 12 miesięcy temu, w półfinale zafundowali spektakl mizerny, bez dramaturgii, rozstrzygnięty jedynym golem Scholesa po nieprzystającym do poziomu kiksie Zambrotty. Dajemy im jednak kolejną szansę. Zwłaszcza, że Manchester nabrał manier mistrzowskich, a Barca to dziś zupełnie inna drużyna. BRAMKARZE. Valdes kontra Van der Sar. 1:0 dla Manchesteru Gracze dwóch różnych generacji. Obaj wygrali już Ligę Mistrzów, Holender w 1995 roku z Ajaksem mając 25 lat, Valdes z Barceloną trzy lata temu w Paryżu był nawet o rok młodszy. Van der Sar jest geniuszem efektywności: nie rzuca się w oczy, nie ma w sobie nic z gwiazdora, dlatego gdy osiem lat temu odchodził z Juventusu wydawało się, że Fulham to będzie dla niego tylko spokojna emerytura. Na szczęście Aleks Ferguson, sam przecież nie młodzieniaszek, postanowił zainwestować w 35-letniego gościa. I van der Sar dobijając bez stresu do czterdziestki jest wciąż jednym z najlepszych na świecie. Finał może zawalić Valdes, ale Holender zagra na swoim poziomie. Dla niego takie emocje to rzecz naturalna. Van der Sarowi bliżej do doskonałości niż do końca kariery, Tomasz Kuszczak nadaremnie czeka na jego starość. Za Valdesem długo ciągnęła się niesprawiedliwa opinia, że nie jest graczem na miarę Barcelony. Że gdyby nie wychował się w La Masia, grałby w Valladolid. W tym sezonie dojrzewający bramkarz kilka razy ratował drużynę w kluczowych meczach, a w półfinale z Chelsea był bohaterem większym niż Messi i Eto'o. Ale wciąż miewa słabe momenty. OBRONA Puyol, Pique, Toure, Sylvinho kontra Evra, Vidic, Ferdinad, O'Shea. Czyli 2:0 dla Manchesteru Przed meczem roku defensywa Barcy uległa rozpadowi. Najbardziej żal kupionego za 35 mln euro Alvesa, który ma gigantyczny wpływ na grę drużyny, nie tyle w obronie, co w ataku. Puyol położy na szali swoje katalońskie serce, ale dośrodkowań i strzałów w stylu Brazylijczyka oczekiwać po nim nie można. Toure to jeden z najlepszych graczy Barcy, ale nie zagra na swojej pozycji. Na pewno straci na tym pomoc, ale czy zyska obrona? Pique gra przeciw byłym kolegom i będzie miał szansę pokazać czy rzeczywiście w 12 miesięcy zrobił tak wielki krok naprzód. Sylvinho ma raczej nie przeszkadzać. Guardiola chciał, by Abidala zastąpił Keita, który jednak odpowiedział trenerowi, że woli siedzieć na ławce, niż miałby biegać na lewej obronie. Ferdinand wraca do gry po kontuzji. Razem z Vidicem tworzą parę stoperów uchodzącą za nr 1 w klubowej piłce. Nie byłoby dla Barcy lepszej wiadomości, gdyby Ferguson musiał wystawić surowego Evansa. Evra ma zatrzymać Messiego i biorąc pod uwagę siłę, szybkość i serce do gry nie stoi na straconej pozycji. O'Shea? Pamiętacie, kto zdobył zwycięskiego gola na Old Trafford w półfinale z Arsenalem? To zbyt uniwersalny i doświadczony piłkarz, by miał sobie nie poradzić. Chyba, że Henry zagra jak w Arsenalu. CZYTAJ CAŁY TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO