Prezes Enrique Cerezo patrząc na rekordy transferowe ustanawiane przez Florentino Pereza powiedział, że Atletico nie czuje wobec Realu najmniejszych kompleksów. No to chyba musiał poczuć kompleks wobec Malagi, która na inaugurację ligi pobiła jego piłkarzy 3:0. Poza Kunem Aguero fatalnie zagrali wszyscy, przede wszystkim obrońcy. Znaczy latem nie udało się wyeliminować problemów, z którymi zespół borykał się w poprzednim sezonie. Faworyt legł wobec skromnego rywala jak długi, na szczęście kryzys spotkał go już po dwumeczu z Panathinaikosem o Champions League. Trzy ligowe punkty to cena wysoka, ale jednak do odrobienia. Pokpiła sprawę nie tylko czwarta, ale także trzecia siła poprzedniego sezonu. Gracze Sevilli pojechali do Walencji, by przetrwać tam 90 minut gry. Przetrwali pierwszą połowę i to też nie całkowicie bez strat, bo Frederic Kanoute wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Tuż po przerwie gola dla Valencii zdobył Mata i asekurancka taktyka punktów drużynie Jimeneza nie dała. To bardzo ważne zwycięstwo dla Valencii, która mimo gigantycznych długów, utrzymała czołowych piłkarzy poza Albiolem. I potwierdza, że znów ma zamiar być w czołówce - jest przecież ostatnią drużyną, która odebrała tytuł Realowi i Barcelonie (2004 rok). W Madrycie trwają debaty, czy sobotnie zwycięstwo nad Deportivo było dla Realu krokiem we właściwą stronę. Podejrzewając, że debiut "superprodukcji" nie zadowolił wszystkich fanów Manuel Pellegrini pyta: ile goli musi strzelić jego drużyna, by byli zachwyceni? Problem polega na tym, że o wyniku pierwszego meczu tylko w niewielkim stopniu zdecydowali gracze sprowadzeni latem za 250 mln euro. Pierwszego gola zdobył Raul, przy drugim był faulowany w polu karnym, trzeciego strzelił najlepszy na boisku Lass. Czyli właściwie można żartować, że wygrała drużyna nie Pereza, ale Calderona. Tak naprawdę jednak Pellegrini ma więcej powodów do zadowolenia niż jego następca w Villarreal Ernesto Valverde. Odnowiona żółta łódź podwodna zaledwie zremisowała w Pampelunie (1:1). Wszyscy spodziewają się, że Villarreal będzie pierwszym poważnym sprawdzianem dla Realu, który podejmuje już w 4. kolejce. Chyba, że stanie się nim wyjazd do Barcelony, gdzie drużynę Pellegriniego podejmie Espanyol na swoim nowym stadionie. Dziś gracze Espanyolu przegrali swój pierwszy mecz z Athletic w Bilbao (0:1), a Maurcio Pochettino stwierdził, że drużyna musi włączyć baterie. W meczu beniaminków Saragossa szczęśliwie ograła Tenerife (1:0), a więc niedziela to był dobry dzień dla jedynego trenera w Primera Division, który widział w swojej drużynie Ebiego Smolarka. Marcelino Garcia Toral doprowadził przed ponad rokiem Racing Santander do miejsca w Pucharze UEFA, po czym zdecydował się na pracę w spadkowiczu z Saragossy. Wraca z nim do I ligi, tymczasem Racing już po pozbyciu się Polaka, stracił cztery gole u siebie z Getafe. Hattricka zdobył wychowanek Realu Roberto Soldado, a trener Michel Gonzalez (też wychowanek królewskich), który niedawno prowadził ich rezerwy przyznał, że jego drużyna bardziej niż grą zaskoczyła go skutecznością. Była pewna zwycięstwa nim zaczęła grać dobrze. Jutro kolejkę kończą na Camp Nou Barcelona ze Sportingiem. Guardiola zwolnił Messiego, który jedzie na mecz Argentyna - Brazylia. Zastąpi go Pedrito zdobywca gola na wagę Superpucharu Europy. Na ławce usiądzie Marquez leczący się od półfinału Champions League z Chelsea. Andres Iniesta też ma już od lekarzy pozwolenie na grę, ale Pep Guardiola uważa, że nie jest jeszcze gotowy. Drużynę opuszczają Gudjohnsen (sprzedany do Monaco) i Henrique (wypożyczony do Racingu). Guardilola ogłosił, że nie ma co oczekiwać hitów transferowych - Robinho nie przyjdzie, bo kadra jego drużyny jest już zamknięta. A Camp Nou oczekuje na pierwszą bramkę Ibrahimovica. Niech będzie nawet z karnego pod nieobecność Messiego. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/" target="_blank">ZOBACZ INNE TEKSTY DARKA WOŁOWSKIEGO I PODYSKUTUJ Z NIM NA ŁAMACH JEGO BLOGU</a>