Nie trzeba ważyć i mierzyć graczy z Londynu i Mediolanu, by wyobrazić sobie walkę wręcz, która dziś wieczorem rozgrzeje Stadio Giuseppe Meazza. Liderzy dwóch najbardziej wymagających pod względem fizycznym lig na świecie, przejdą test odporności, wytrzymałości i siły. Jedni i drudzy nie ukrywają, że ustawiczne porażki w Lidze Mistrzów tkwią w nich jak ciężka choroba, z której uleczyć może wyłącznie zwycięstwo. I to nie w 1/8 finału, ale 22 maja na Santiago Bernabeu. Chelsea zasługuje na triumf w Champions League bardziej niż ktokolwiek inny. W półfinale była już wtedy, gdy z Porto triumfował Jose Mourinho (2004). W ostatnich trzech sezonach traciła szanse po remisach (półfinał z Barceloną 2009), lub rzutach karnych (finał z Manchesterem 2008 i półfinał w Liverpoolem 2007) - wydaje się, że Drogba, Lampard i Terry wyczerpali limit pecha na najbliższe dziesięciolecia. Carlo Alcelotti znalazł zatrudnienie w Londynie, by powtórzyć to, co zrobił z Milanem (wygrywał LM w 2003 i 2007). Zupełnie tak samo było w przypadku Jose Mourinho, w którego Roman Abramowicz bezwarunkowo uwierzył, gdy zdobył Puchar Europy ze swoimi rodakami. Za czasów Portugalczyka Chelsea zbudowała swój wizerunek i markę, a jednak oczekiwanego tytułu najlepszej drużyny Europy nie zdobyła. Dymisja Mourinho była najbardziej kontrowersyjną decyzją Rosjanina, który od tamtej pory bezskutecznie szuka trenera umiejącego spełnić jego marzenia. Właściciel Interu potrzebował człowieka do tego samego zadania. Wybór Massimo Morattiego padł na Mourinho. Chelsea Pucharu Europy nie wywalczyła nigdy, triumfator z 1964 i 1965 roku, smak tego sukcesu dawno zapomniał. Morattiego nie zadowala hegemonia w Serie A (Inter wygrał ją w ostatnich czterech sezonach), dlatego dał Portugalczykowi latem 50 mln euro, by przebudował drużynę po europejsku. Napastnik Diego Milito, pomocnik Wesely Sneijder i obrońca Lucio stali się nowymi liderami każdej formacji. Największym wzmocnieniem miał być jednak Samuel Eto'o, który w dwóch zwycięskich finałach Champions League zdobywał gole dla Barcelony. Kameruńczyk od lat rywalizuje z Drogbą o tytuł piłkarskiego króla Afryki, i dziś ma niezwykłą okazję udowodnienia, że zasługuje na najwyższą pensję w zespole. Dotąd zdobył jednak w Serie A zaledwie 8 goli, niemal o połowę mniej niż Milito (14). Faworytem jest Chelsea: suma umiejętności i klasy piłkarzy Ancelottiego jest wyższa, a dokonania w ostatnich sezonach Champions League nieporównywalne. Mistrz Włoch był właściwie w Europie chłopcem do bicia. W dwóch ostatnich edycjach Anglicy (Liverpool i Manchester) pobili go łatwo już w 1/8 finału. Potężna przed laty Serie A ma dziś poczucie niższości wobec Premier League, które w wypadku porażki Interu, zmieni się w kompleks. Przed tygodniem w tym samym miejscu Manchester pobił Milan. Ancelotti ma kłopoty. Nie zagrają Ashley Cole, Deco, Bosingwa, Ferreira i Żirkow. Na lewej obronie będzie musiał wystąpić wieczny rezerwowy, prawonożny Juliano Belletti. U gospodarzy brak tylko obrońcy Chivu, zdolny do gry ma być bramkarz Julio Cesar, który rozbił się właśnie swoim Lamborghini. Jose Mourinho usilnie pracuje, by mieć we Włoszech głównie wrogów. W Serie A bronią go wyniki, ale jeśli jego autorski projekt przepadnie w Europie, zostanie w Mediolanie tylko do wakacji. Sam mówi, że wystarczy, by pstryknął palce, a chętnych na niego w Premier League nie zabraknie. Chciałby jednak oszczędzić sobie kopniaka, którego trzy lata temu zafundował mu Abramowicz. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1851377">DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU</a> CZYTAJ TAKŻE <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/news/wielki-test-dla-interu-mourinho-w-lidze-mistrzow,1443293">Wielki test dla Interu Mourinho w Lidze Mistrzów</a>