Drużyna jowialnego wąsacza Vicente del Bosque jest o dwa mecze od rekordu wszech czasów. Wystarczy tylko zremisować z Irakiem i RPA, by wyrównać dokonanie Brazylii z lat 1993-96, która nie przegrała 35 kolejnych meczów. Będzie to rekord bez znaczenia, bo nie gwarantuje Hiszpanii nawet sukcesu w Pucharze Konfederacji, ale być może w ten praktyczny sposób dokona się symboliczna zmiana. Tradycyjny ideał piękna w futbolu (Brazylia) zostanie zastąpiony nowym. Z Hiszpanii. Oba style można porównać podczas turnieju w RPA. Czym różni się tiqui-taca od zigi-zaga? Zapytajcie Xavi Hernandeza. Lider Barcelony i reprezentacji Hiszpanii w ten sposób opisał style obu drużyn. On jest w nich centrum sterowania, kogo innego można pytać o tak subtelną różnicę? Drużyny Guardioli i del Bosque porównywane są z racji osiągnięć, ale też ze względu na styl polegający na czymś, co w języku polskim jest niemal nie do opisania. Zigi-zaga to na przykład 621 celnych podań, które wymienili między sobą gracze del Bosque w pierwszym meczu Pucharu Konfederacji z Nową Zelandią (5:0). Dla porównania, największa gwiazda w piłce reprezentacyjnej miała w spotkaniu z Egiptem celnych zagrań zaledwie 387, mniej niż jej afrykański rywal. Nie ma dwóch zdań, że Hiszpania gra dziś efektowniej, ale to raczej skutek kłopotów zespołu Carlosa Dungi. Nie ma wątpliwości, że w swojej historii Brazylia wydała z 50 ładniej i lepiej grających drużyn. Hiszpania przeżywa za to wyjątkowe chwile. Od triumfu na Euro 2008, gdy odszedł Luis Aragones "La Roja" nie poznała nawet smaku remisu. Vicente del Bosque od razu zapowiedział, że lepsze jest wrogiem dobrego, więc nie będzie dokonywał żadnych zmian. Oczywiście chodzi o zigi-zaga. Wszystko opiera się na frajdzie z wymieniana piłki z partnerem we wszystkich płaszczyznach boiska. W ten sposób, żeby przeciwnik biegał bezproduktywnie, poczuł się zdezorganizowany, wyczerpany, zniechęcony, stracił jakikolwiek pomysł na grę, a po meczu nie wiedział nawet, po co właściwie wyszedł na boisko. Napastnik Liverpoolu Fernando Torres (hattrick z Nową Zelandią) wyznaje, że gra w drużynie del Bosque w ogóle go nie męczy. Lider Arsenalu Cesc Fabregas opowiada, jaka to dla niego "ulga i ucieczka". A napastnik Valencii David Villa (drugi za Raulem na liście najlepszych strzelców w historii reprezentacji Hiszpanii) dodaje, że choć zespół zawsze grał ładnie, to dopiero podczas Euro 2008 odkrył "formułę wygrywania". Z zachowaniem zadowolenia z gry i wierności stylowi. Widać, że Hiszpanie, którzy na Puchar Konfederacji przyjechali bez dwóch filarów (Iniesta i Senna), zmęczeni wyczerpującym sezonem, który dla wielu z nich zaczął się na Euro 2008, a wcale nie skończył na rzymskim finale Ligi Mistrzów, przeżywają okres upojenia. Grą i wynikami. Są na haju wywołanym nienotowanymi dotąd sukcesami. Gwiazdy dwóch najlepszych lig na świecie (Primera Division i Premier League) wciąż jednak najważniejsze mają przed sobą. Nie chodzi przecież o zdetronizowanie Brazylii wśród najpiękniej grających drużyn, ale strącenie Włoch z tronu mistrza świata. Okazja za 12 miesięcy w tym samym miejscu. Puchar Konfederacji to tylko niewinna przystawka, tak jak najdłuższa seria meczów bez porażki. Wszystko to nie ma znaczenia wobec szansy na mundialu. Przecież wyniki Hiszpanii w historii MŚ są żałosne - zaledwie jedno czwarte miejsce w 1950 roku! "Wciąż w Hiszpanii nie szanuje się hiszpańskich piłkarzy" - mówi Torres. Nie chodzi mu o to, że nie chwali się drużyny del Bosque, bo na nią spada w kraju deszcz zachwytów. Napastnik Liverpoolu, który ma w RPA swój fanklub, odniósł się do transferów prezesa Realu Madryt Florentino Pereza, który zapłacił 96 mln euro za Portugalczyka, 65 mln za Brazylijczyka, a Davida Villę chciał sprowadzić za 37 mln? DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU!