Sobota, 21 kwietnia, godzina 20 - dokładny termin Gran Derbi został ustalony. Nie wiadomo jednak, jaka będzie sytuacja, gdy dwaj wielcy rywale wyjdą na Camp Nou? Barcelona przeżywa dni euforii po tym, jak drużynie Pepa Guardioli udało się zredukować stratę do Realu z 10 do czterech punktów. Już dziś, po spotkaniu z Getafe Katalończycy powinni mieć "Królewskich" na wyciągnięcie ręki, by jutro usiąść przed telewizorami ściskając kciuki podczas derbów Madrytu. Kciuki trzeba będzie jednak ściskać wyjątkowo mocno. Nie ma drużyny w Primera Division, która byłaby dla "Królewskich" łatwiejszym "kąskiem" niż Atletico. Iker Casillas grał na Vicente Calderon 11 razy nie poznając goryczy porażki. Odkąd w stolicy Hiszpanii pracuje Jose Mourinho, w pięciu starciach derbowych jego drużyna nie straciła punktu. Aby przypomnieć sobie ostatnie zwycięstwo "czerwono-białych" trzeba się cofnąć do innej epoki. Obecny trener Atletico Diego Simeone grał przeciw Realowi pięć razy - bez wygranej. Triumf nad Realem jest obsesją dla Atletico od 1999 roku. Od tamtej pory oba zespoły grały ze sobą w lidze 20 razy (Real wygrał 14 spotkań, sześć zakończyło się remisami). Fani Barcy marzą więc o podziale punktów, co dawałby nadzieję na to, że po Gran Derbi drużyna Guardioli zostanie liderem. Nie była nim od siódmego meczu jesieni, czyli od 15 października! Na chwilę odzyskała prowadzenie w grudniu, po zwycięstwie na Santiago Bernabeu, ale tylko dlatego, że rozegrała jeden mecz więcej niż Real. Nigdy w historii Primera Division nikt nie odrobił do "Królewskich" 10 punktów w walce o tytuł. Przypomina o tym Guardiola, gdy pytają go o euforię wśród kibiców. Trenera Barcy wyraźnie irytuje ten entuzjazm, traktuje go wręcz jak brak szacunku dla dziewięciokrotnego zdobywcy Pucharu Europy. Pep uważa za przejaw pychy, by Barcelona dopisywała sobie trzy punkty już przed Gran Derbi. Taką samą oznaką braku rozsądku jest pogląd, że jego drużyna jest już w finale Champions League. "Jestem Katalończykiem, więc jestem pesymistą" - to motto Guardioli. Przemawia do kibiców, ale tak naprawdę do swoich piłkarzy. Chce uświadomić im, że pięć najbliższych meczów (Getafe, Levante, Chelsea, Real, Chelsea) może być drogą do nieba, jak i do piekła. Zespół z Katalonii w cudowny sposób zachował szanse nawet na potrójną koronę, ale równie dobrze może wylądować z niczym na koniec sezonu. Euforyczny jazgot wpędza Guardiolę w depresję. "Mówiłem to już raz i jeszcze powtórzę: zdobycie mistrzostwa w tym sezonie uważam za prawie niemożliwe" - mówi. Z pewnością taka deklaracja jest elementem gry psychologicznej, tak jak stwierdzenia Jose Mourinho, że dla niego Katalończycy wygrają Ligę Mistrzów. Obaj chcą zrzucić z siebie ciężar presji. Jest to jednak praca syzyfowa. Kibice wiedzą swoje. Gdyby chcieć doszukiwać się słabości obrońcy trofeum, wystarczy spojrzeć na statystyki. W pierwszym sezonie w Barcelonie Guardiola miał niewiarygodny tercet ofensywny (Messi, Eto'o, Henry). Ich strzeleckie rekordy pobili dopiero niedawno Ronaldo, Benzema i Higuain. W kolejnym roku Messiego wspierał Ibrahimović i Pedro, w trzecim Pedro i Villa. Dziś Argentyńczyk otwiera listę snajperów Primera Division, ale za nim jest czarna dziura. Drugim strzelcem Barcelony w lidze jest Xavi Hernandez, trzecim Cesc Fabregas. A to znaczy, że drużyna staje się przewidywalna i coraz mocniej uzależniona od Messiego. W defensywie Barca też nie jest silniejsza niż rok temu. Straciła swojego najlepszego obrońcę Erica Abidala, który przechodzi dziś przeszczep wątroby. Dlatego drobny uraz mięśnia Gerarda Pique sprawia Guardioli sporo kłopotów, byłaby to katastrofa, gdyby drużyna straciła go na decydujące mecze sezonu. W środku pola alternatywa dla Xaviego, Iniesty i Busquetsa jest mocno ograniczona. W ostatnim spotkaniu w Saragossie Guardiola posłał na boisko Keitę, Fabregasa, Thiago i już po kwadransie różnicę widać było gołym okiem. Barcelona przegrywała bój o środek boiska z rywalem walczącym o utrzymanie. Guardiola zdaje sobie sprawę z gigantycznego potencjału, ale i wad swojego zespołu. Nikomu patent na wygrywanie nie został przyznany dożywotnio. Po transferach Alexisa i Fabregasa najlepsza drużyna Europy miała być jeszcze mocniejsza. Czy jest? Po znakomitej jesieni, wiosną nie dokonała niczego olśniewającego. Wszystko, co najtrudniejsze, wciąż przed nią. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division